poniedziałek, 14 stycznia 2013

Przyjrzyjmy się... #1 "Wstawać małymi kroczkami"


Kto  nie kojarzy ze słuchu takich hitów jak "Sen", "Ostatni", czy też "Opowieść" potocznie chrzczona na nowo przez nieobeznanych jako "Przemoknięte serca miast". Niewątpliwie kobieta, którą weźmiemy na celownik jest jedną z największych gwiazd postkomunistycznej polski lat '90. To właśnie jej przeboje znają dziś wszyscy Polacy, czy tego chcą, czy nie- ze stacji radiowych, seriali etc. Edyta Bartosiewicz mimo iż nie wydała żadnych płyt przez ostatnią dekadę wciąż jest znana, a na jej powrót czekają rzesze fanów- rosnące z każdą kolejną generacją. Jak doszła do sukcesu "polska Janis Joplin"? Co się z nią teraz dzieje? Wszystko postaram się przybliżyć w dzisiejszym w wpisie! Zapraszam do lektury!










Miłość po angielsku.
Dorastać młodej Edycie Bartosiewicz przyszło w szarych i nieprzyjemnych czasach komuny. Wychowała się w Warszawie i po ukończeniu Liceum jak na grzeczną dziewczynę przystało poszła na studia. W wieku 21 lat decyduje się na wyjazd do Londynu, gdzie świat wyglądał na pewno inaczej- pod każdym względem. Wraca do ojczyzny kompletnie odmieniona- porzuca studia i marząc o podbijaniu muzycznych scen całego świata tak jak w znanych american dream dołącza do pięciu mężczyzn, którzy grali pod nazwą Staff. Dosyć szalony pomysł, ale przynosi efekty grupa już jako Holloee Poloy wygrywa Mokotowską Jesień Muzyczną. Nagrodą jest nagranie debiutanckiego krążka. W październiku 1988 roku rozpoczyna się proces twórczy, który trwa aż do maja '89. Na krążku The Big Beat- wydanego nakładem wytwórni Polskie Nagrania- słychać jaki wpływ na młodą Edytę wywarł pobyt za granicą. Grupa czerpie niesamowite inspiracje od zagranicznych kapel rockowych jak Prince, czy też The Police i sprytnie wkomponowują w całość jazzrockowe akcenty inspirowane m.in. Brianem Eno. Wszystkie teksty na płycie powstały po angielsku, ale niestety żaden z nich nie należy do Edyty. Album sam w sobie bije energetyzmem i doskonałymi gitarowymi riffami. Płyta nie wpasowywała się ani trochę w nic, co powstawało wówczas w Polsce- nie znajdziecie nic, co przypominałoby chociaż trochę Holloee Poloy. Gdy u nas pierwsze skrzypce grały nowa fala, punk-rock i rodzące się rockowe evergreeny, grupa zdecydowała się na pomieszanie awangardy, jazzu, rocka i funku. Niestety mimo samych zalet The Big Beat nie odniósł upragnionego sukcesu i grupa rozpadła się. Dla Bartosiewicz był to jednak dopiero początek. W tym samym czasie, gdy wielki Mur Berliński upada, artystka zostaje okrzyknięta przez nowo powstałe magazyny muzyczne "Najlepszą wokalistką", a niejaki Kuba Wojewódzki rozpisuje się na temat świetności Holloee Poloy. Wraz z Rafałem Paczkowskim Edyta wraca do studia nagraniowego- tym razem w szanowanej firmie Izabelin Studio- aby nagrać materiał na pierwszą solową płytę wokalistki. Love jest niejako muzyczną kontynuacją poprzedniego projektu- wciąż słychać tutaj inspiracje awangardą. Tym razem teksty są już tylko i wyłącznie autorstwa piosenkarki. Jak sama nazwa wskazuje są to głównie ballady o miłości. Płyta wydana zostaje przez dwa wydawnictwa- Izabelin Studio zajmuje się wydaniem polskim, natomiast dzięki umowie ze wytwórnią Chrysalis Love sprzedawane jest również w Wielkiej Brytanii. Płyta- tak samo jak poprzedni album- nie zyskuje dużej popularności. Sama piosenkarka nazwała ją po wielu latach "jedną wielką zagraniczną balladą". Osobiście średnio przepadam za tą płytą- po kilku przesłuchaniach wraca się sporadycznie do pojedynczych utworów- brakuje tej energii z Holloee. Godne uwagi są If, Have to carry on oraz Clouds... they block my way no i tytułowe Love. 




Miłość, ale też i seks- tym razem po polsku.
Edyta Bartosiewicz wydaje się niezrażona niepowodzeniami. Sam Izabelin również nie traci wiary w wokalistkę- w końcu jej umiejętności wokalne doceniane są na każdym kroku. Po dwóch latach artystka nagrywa swoją trzecią płytę- Sen. W samej Polsce dużo się zmieniło- świat zakochał się w muzyce z Seattle, którą rozpropagował w naszym kraju Hey. Zespoły rockowe z wokalistkami na czele dominowały, a w Polsce zapanowała moda na rocka. Bartosiewicz wiedziała tym razem za co się zabrać- Sen to zupełnie inna muzyka niż Love. Gdyby nie charakterystyczny wokal, można by śmiało stwierdzić, że to muzyka dwóch różnych grup. Płyta przesycona gitarowym powerem, polskimi tekstami- już nie tylko o miłości odniosła ogromny sukces komercyjny. Mamy tylko jedną rzewną balladę o miłości, mogącą przypominać poprzedni krążek- mianowicie Before You Came- przedostatnią piosenkę z płyty. Każdy singiel po kolei zajmował pierwsze miejsce na listach przebojów w radiu. Edyta Bartosiewicz stała się z dnia na dzień (a raczej z płyty na płytę) jedną z najlepszych artystek w oczach Polaków. Krążek był też ciekawie promowany- np. w dołączonej do biografii Hey'a z 1994 roku ulotce Izabelin Studio mamy wielkie zdjęcie artystki i równie duży napis- "NOWA PŁYTA BARTOSIEWICZ. PO POLSKU. PEŁNA KONTROLA NAD MUZYKĄ- ZERO KONTROLI NAD EMOCJAMI". Firma w końcu mogła cieszyć się ze stworzenia maszynki do robienia pieniędzy. Z płyty Sen najbardziej polecam piosenki- Sen, Angel, Żart w Zoo i Zabij swój strach. 




Jak stworzyłam swój największy hit?

Rok 1995 Edyta zaczęła, pomagając przy składance Tribute to Eric Clapton, na której wraz z jednym z gitarzystów Hey'a- Marcinem Żabiełowiczem- skomponowała cover przeboju Wonderful Tonight. Kompozycja dociera- jako singiel promujący album- do 2. miejsca Listy Przebojów Programu 3. Artystka jednak nie miała zamiaru spoczywać na laurach- obcięła włosy, przefarbowała się na niebiesko i zaprezentowała teledysk do pierwszego singla z nowej płyty- Szok'n'Szoł. Szał- bo taką nazwę nosił utwór promocyjny- był szybkim utworem, przez wielu ocenianym nawet jako punkowy wykon. Wbrew pozorom płyta wcale nie pasowała gatunkowo do punku- bardziej bazowała na sukcesie Snu i prezentowała spokojne rockowe ballady, przeplatane kolejnymi przebojowymi "ożywiaczami". To stąd pochodzi jeden z największych hitów artystki- "Ostatni", którego fenomen jest dosyć zabawny. Artystka stworzyła po prostu niezbyt skomplikowaną piosenkę, graną na 4 akordach gitarowych- w refrenie jeszcze dołącza się pianino. Tematyką powraca do pierwszej solowej płyty. Mimo to Ostatni utrzymywał się wyjątkowo długo na szczycie Listy Przebojów Trójki. Z Szok'n'Szoł godne do poznania są Czas Przypływu, Podwodne miasta, Ostatni (jak ktoś nie zna, to koniecznie!!!!) i Zegar- do którego teledysk otrzymał wiele nagród



Zamiana tożsamości, Boogie, Mandarynki i Zniknięcie- opowieść rodem z filmu sci-fi.


"Coś zmieniło się (...) jak dawniej nigdy nie będzie już" śpiewała na kolejnej płycie Bartosiewicz. W ciągu dwóch lat po wydaniu Szok'n'Szoł coś stało się z piosenkarką i to słychać na jej kolejnej płycie, Dziecko. Jest już zdecydowanie spokojniej niż na dwóch poprzednich krążkach, tekstowo za to cała płyta przeszyta jest nostalgią- traktuje ona o starości, nagłym zniknięciu, odchodzeniu, nieudanej miłości. Zaledwie kilka piosenek ma stary, pozytywny przekaz. Dziecko jest pierwszą płytą, na której Edyta sama gra na gitarze- do czego namówił ją jeden z kolegów z zespołu. Kompozytorem Edyta jest genialnym, co słychać na chociażby singlowym Skłamałam, czy Boogie- czyli zemsta jest słodka (jednej z nielicznych energicznych piosenek na płycie)Nie inaczej jest na kolejnej płycie- Wodospady- single dalej zyskują wysokie notowania, jednak całość artystyczna jest... inna. Dojrzalsza. Muszę przyznać, że Wodospady należą do płyt, które nie za często znajdują miejsce u mnie w odtwarzaczu. Męczy mnie powolny klimat, jak dla mnie na płycie jest trochę zbyt duszno i erotycznie. Lubię wracać do Siedmiu Mórz i Siedmiu Lądów i Miłości jak Ogień- ale to wszystko- w porównaniu do poprzednich dokonań jest wyjątkowo słabo. I wszystko byłoby piękne i przyjemne, gdyby nie mroczne wizje z piosenek Edyty nie spełniły się. Rok 1999 to ostatnia- jak na razie- premiera ostatniej płyty wokalistki. Dziś są moje urodziny to składanka najlepszych przebojów wraz z dwiema nowymi kompozycjami- XXI Wiek (który jest jednym z moich ulubionych numerów artystki- wyśpiewana na wielu ścieżkach w refrenie obawa przed kolejnym stuleciem porywa i gdy się raz ją przesłucha, zawsze będzie się do niej wracać) oraz Mistrz- poświęcony synkowi Edyty. The Best Of miał być zwiastunem nowej płyty- bowiem zaraz po wydaniu składanki, światło dzienne ujrzał singiel z płyty, która ponoć miała nazywać się Inna. Piosenka Niewinność- ostatni przebój solowej Bartosiewicz, wyjątkowo działający na emocje i wyobraźnię. Aż nazbyt proroczy.



Zawsze wietrzyłem w tym utworze jakiś podstęp- zagadkę rodem z filmu sci-fi, która pozostaje nierozwiązana do dzisiaj. Płyta Inna po prostu przekładana z miesiąca na miesiąc od premiery nigdy nie dotarła do słuchaczy. Teorii jest wiele- jedni mówili, że "polska Janis Joplin" straciła głos- próbując udowodnić, iż głos Edyty w Niewinności łamie się i nie jest taki sam jak dawniej. Inni głosili, że ma problemy z narkotykami- co próbowali udowodnić przyrostem wagi i depresyjnymi tekstami, następni, "że wypaliła się", a jeszcze inni podtrzymywali teorię jakoby płyta "jest gotowa, ale Edyta jest taką perfekcjonistką, że non stop poprawia coś w warstwie muzycznej". Ja uważam, że ta płyta nigdy nie miała ujrzeć światła dziennego. To aż dziwne, że piosenka, która w tekście zawierała wersy sugerujące dosłowne zniknięcie "Dokąd odeszłaś moja piękna?/Co z tobą stało się?/Zgubiłaś drogę." albo "Wiem, że jeszcze kiedyś nadejdzie taki dzień/W tłumie przechodniów/Całkiem przypadkiem ujrzę cię" nie mogły być przypadkowe. Być może Edyta wyczuwała, iż coś przeszkodzi jej wydać płytę i wysłała do fanów taką oto zaszyfrowaną informację? Mijały lata, a artystka pojawiała się sporadycznie- to w duecie z Krzysztofem Krawczykiem, to na koncercie jubileuszowym zespołu Myslovitz, ale płyty jak nie było tak nie ma. W końcu- po dekadzie milczenia coś się wydarzyło. Wielki powrót rozpoczęty koncertem na Orange Warsaw Festival, zapowiedź nowej płyty- o jakże ciekawym tytule Tam, dokąd zmierzasz i wywiady do gazet, gdzie piosenkarka wyjaśniała szczegóły zniknięcia dały fanom nadzieję. Na festiwalu gwiazda wykonała dwie piosenki ze swojego przyszłego krążka- Madame Bijou oraz Upaść, by wstać. Chwilę potem usłyszeliśmy informację, iż Edyta nagrywa dla Disneya! Piosenka Witaj w moim świecie- nagrana na potrzeby Kubusia Puchatka była pierwszym utworem do bajki tej hollywodzkiej wytwórni, skomponowanej przez Polaka. Powód do dumy dla wszystkich fanów Edyty. Na zdjęciach promocyjnych, teledysku do piosenki i koncertach Edyta wygląda świetnie! Kto by uwierzył, że w wieku 47 lat można wyglądać tak młodo? Jeżeli Edyta naprawdę zniknęła z powodów zdrowotnych, to naprawdę kuracja wyszła jej genialnie. Ostatnio rozpoczęła nawet mini-trasę koncertową, gdzie gra kolejną nową piosenkę- Renovatio. Wygląda na to, że ona naprawdę wstaje i uważam, że już niedługo wróci w wielkim stylu. Ponoć w Lutym wchodzi do studia, by nagrać wokale na płytę. Kto wie? Może naprawdę Edyta Bartosiewicz Upadła, by powstać? A może to kolejny blef, by po prostu trzymać przy sobie fanów? Przekonamy się na własnych uszach już niedługo. Tymczasem- pozostaje nam czekać na powrót artystki.

Post Scriptum.
Artykuł jest naprawdę długi- aż sam nie wierzę, że tak bardzo się rozpisałem, kiedy nie dysponuję jakimiś ogromnymi pokładami weny twórczej. Postanowiłem, iż ten "urodzinowy prezent" dla Edyty Bartosiewicz będzie początkiem serii. Jak pewnie zdążyliście się domyślić posty o tytule "Przyjrzyjmy się..." będą zawierały krótką biografię artysty/zespołu, aby ci którzy nie znają- poznali, a ci którzy już znają dokonania opisywanych bohaterów, dowiedzieli się może czegoś nowego. Chciałbym wam ze szczerego serca podziękować za to, że jesteście i że czytacie mojego bloga- bez was nie dałbym sobie rady i pewnie dawno temu bym to skończył. Z Korepetycjami z muzyki wiążę większe plany i staram się myśleć przyszłościowo (o efektach dowiecie się już niebawem :)). Oprócz serii "Przyjrzyjmy się" mam jeszcze trzy inne pomysły, ale na razie nie będę ich zdradzać. Dowiecie się wszystkiego jako pierwsi, gdy tylko uzyskam porządane efekty w postaci kolejnych postów.
Pozdrawiam z całego serducha wszystkich czytających.
Waflekins.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz