poniedziałek, 29 kwietnia 2013

Happy End- ale mam nadzieję, że to dopiero początek ;)

Posta pisałem od dawna i szukałem inspiracji, żeby go napisać. W końcu jednak nastał ten moment, gdy usiadłem wtedy do komputera i pomyślałem "dobra, zrobię w końcu tego posta, którego tak odkładam!". Dziś przyjrzę się grupie, o której ostatnio mówią wszyscy. Ich najnowszy singiel przetrząsnął świat polskiej alternatywy roku 2013, na dodatek sukces piosenki zbiegł się w czasie z zapowiedzeniem ich obecności na jednym z największych polskich letnich festiwali muzycznych- Heineken Open'er Music Festival w Gdyni, gdzie wystąpią z takim artystami jak blur, Matisyahu, czy Skunk Anansie. Mowa oczywiście o Mikromusic oraz ich najnowszej płycie- Piękny Koniec (której pierwszy singiel miał u mnie miejsce na osobnego newsa)- zapraszam do lektury :)

Okładkowe dzieło sztuki.
Na samym wstępie chcę pochwalić grupę za prześliczną oprawę graficzną krążka. Wprawdzie Mikromusic SOVY, czy też Mikromusic w Eterze. Tutaj jednak jest jeszcze lepiej! Tajemnicza para cieni, kroczących w głąb pejzażu rozciągającego się na okładce może przykuć uwagę na sklepowej półce- owacje na stojąco dla projektanta okładki.
miało zawsze piękne okładki- jedne z najładniejszych jeżeli chodzi o naszą krajową fonografię (mowa tu m.in. o arcypięknej oprawie

Zmiany.
Przechodząc jednak do zawartości krążka- Mikromusic zawsze robił dobre płyty. Każda kolejna była lekko różniąca się od poprzedniczki. Tym razem jednak grupa nie robi delikatnego kroczku, w innym gatunku, a zmiana jest kolosalna. Piękny Koniec nie jest już płytą pełną uwodzącego jazzu zmiksowanego z mrocznym trip hopem. Wprawdzie te gatunki słychać, ale już w o wiele mniejszych ilościach. Mimo wszystko jest. Z tych elektronicznych wykonów na pewno polecić mogę Pod włos z przeuroczo chrypiącym głosem Natalii Grosiak, czy też fenomen całej płyty- singlowego Takiego Chłopaka, robiącego furorę na listach przebojów w całej Polsce. Są też oczywiście Biedronki w słoikach z bardzo ciekawym tekstem, aczkolwiek piosenka ginie gdzieś w tłumie gitarowych brzmień i nie zapada w pamięć jak te wymienione wyżej poza tym, że ma fajny tytuł.

Rytmika i klimat.
Bardzo dużo jest na Pięknym Końcu gitar- od tych akustycznych i klasycznych, bo elektroniczne. Jest też dużo pianina, czasem pobrzmiewa trąbka- Mikromusic postawił tu na akustykę i rytmiczność swoich dokonań. Wszystkie kompozycje są zbudowane na podstawie zwrotka-refren-zwrotka oraz w ten sposób, by wpadały w ucho słuchacza, zapętlając się w jego głowie i odtwarzaczu. Nie traci na tym klimat, który zawsze był cechą dokonań zespołu. Dostajemy więc zatem nieco nostalgicznego, pierwszego singla Zostań Tak, brzmiący nieco jak przedwojenne ballady Pożar, jest zamykający krążek Adam i Jestem Super-  dwie piosenki z mocno folkowym charakterem, czy mój absolutny faworyt z całej płyty- Sopot, z genialnie obmyślanym rockowym riffem na gitarę elektryczną, naprawdę polecam- cała płyta do przesłuchania w "spotifajowym" załączniku na dole :)
Kolejnym po Sopocie i Takiego Chłopaka mocnym punktem strony jest Halo- również pobrzmiewające ździebko rockowo. Jest to najdłuższy utwór z płyty- symfonia kojących dźwięków trwa bowiem całe 8 minut, nic tylko słuchać i słuchać. W tym utworze dostajemy najlepszy w całej dyskografii Mikromusic tekst- o charakterze mocno refleksyjnym.

Genialna synteza.
Są również momenty godne zapamiętania, gdzie zespół łączy gitarową rytmikę i swój dawny eteryczny klimat- bardzo dobrze wybrane na otwarcie płyty Za mało, które nuci się później przez długi, długi czas oraz Śmierć Pięknych Saren- mocny, smutny utwór opowiadający jak dla mnie o pustce samotności- kolejny majstersztyk. Połączenie tego co stare i nowe w tych piosenkach tworzy genialną syntezę, na którą nie może narzekać żaden słuchacz.

Ogółem...
Piękny koniec Mikromusic to kolejny zwrot w artystycznej karierze grupy. Krążek bardzo dobry- z szansą na trafienie do szerszej masy odbiorców, co już się powoli dzieje. Nie będą narzekać też starzy, konserwatywni fani, gdyż zachowane zostały również częściowo dawne motywy, jakie przebijały się przez płyty grupy. Polecam przesłuchać, bo nie dość, że nasz krajowy produkt to na dodatek bardzo dobry!
Poniżej można przesłuchać! Przypominam również o tym, że jeżeli masz jakiś pomysł, chcesz się pochwalić czymś, co znalazłeś i mógłbym o tym napisać lub po prostu chcesz mnie pochwalić, zgaić za cokolwiek- piszcie na muzycznekorki@gmail.com- będę odpisywać na wszystkie wasze maile! Oprócz tego dziękuję już za te, które dostałem- wprawdzie nie jest tego dużo, ale zawsze coś ;)
Za to już wkrótce zrobimy sobie kolejną wyliczankę. Za kilka dni czeka na Was też jeszcze jedna niespodzianka, zatem zaglądajcie, a Ja na razie znikam.


wtorek, 9 kwietnia 2013

Przyjrzyjmy się #3- czyli "Jak to Waflekins zapoznaje się z britpopem"

Sympatyczny obrazek przedstawiający członków grupy :)

Skład zespołu Blur: Damon Albarn, Graham Coxon, Alex James, Dave Rowntree

Gdzie? Jak? Kiedy?- Powstali w Colchester (Anglia) i działają od 1989 z drobną przerwą między 2003, a 2009 rokiem aż do teraz.

Dyskografia: kolejno "Leisure", "Modern Life is rubbish", "Parklife", "The Great Escape", "Blur", "13", "Think Tank"

Największe hity: "Song 2", "Girls and Boys", "Tender", "Beetlebum", "The Universal"




Na ogół...
Nie słuchałem gatunku muzyki britpop, ponieważ zawsze wydawał mi się za lekki muzycznie, a zarazem zbyt ciężki do przełknięcia zwłaszcza, że wiele z nich to rzewne pioseneczki pisane przez zrozpaczonych, metroseksualnych mężczyzn w kierunku płci pięknej (żeby nie było- w żadnym wypadku nic do nich nie mam!). Kolejnym powodem jest to, że są to zwykle rockowe boysbandy, a ja zdecydowanie bardziej lubuję się damskim wokalem- co chyba widać po zawartości bloga ;)

Jednak gdy stwierdziłem we wrześniu 2012 roku, że jadę na Opener'a i tym razem trafię tam choćby nie wiem co, wypadałoby się zapoznać z pierwszym headlinerem. Za pośrednictwem portalu, zrzeszającego openerowiczów (jeżeli ktoś byłby zainteresowany jest to strona Brotherhood Of Open'er), dowiedziałem się, że polecają na początek płytę Parklife- trzecią z dorobku zespołu, wydaną w 1994 z gnającymi przez okładkę psami- bodajże hartami, aczkolwiek głowy nie dam sobie uciąć.

Pierwsze wrażenie.
Co jak co, ale stylóweczka musi być.
Młodzi, gniewni i szaleni.
Nigdy jeszcze nie spotkałem się z zespołem, którego albumy byłyby tak eklektyczne. Grupa łączy  nowoczesną elektronikę, zadziorność gitar elektrycznych, genialne linie basów, chwytliwe refreny Damona Albarna i wiele, wiele innych rzeczy. Słuchając Parklife moje miny przechodziły przez wszystkie odcienie zdziwienia, nie potrafiąc uwierzyć, że ciągle słucham jednej płyty. Od wpadającego w ucho disco-elektro Girls and Boys (ciekawostka- piosenka posiada remix przygotowany przez Pet Shop Boys), punkowe Bank Holiday, aż po spokojne End of a Century, czy z deczka francusko brzmiące To the end grupa tworzy niesamowity klimat, w który wpada się jak do pułapki i już nie da się od tych brzmień uwolnić. Najbardziej weszło mi jednak z tego albumu do głowy Magic America- perełkę, którą chciałbym usłyszeć na żywo. Ale czy portal dobrze doradził mi co do wyboru pierwszej płyty? Nieobeznanym zdecydowanie bardziej polecam swoisty the best of- Midlife: A Begginer's Guide to Blur, zanim porwiecie się na głęboką wodę.

Wypoczynek i Syfy modernistycznego życia

Leisure oraz Modern Life is Rubbish to płyty studyjne, za które zabrałem się następnie- może ze względu na równie fajne okładki co Parklife? Od razu dodam, że jeżeli chodzi o oprawę graficzną (czy to płyt, czy
Sympatyczna pani pływaczka z okładki aż zachęca
do posłuchania krążka! Mam nadzieję, że pływając
nie rozmaże jej się zbytnio makijaż :)
teledysków) grupa przechodzi sama siebie. Nie zapomnę, gdy pierwszy raz zobaczyłem teledysk to Girls and Boys- cieszę się, że moje oczy nie wypadły z orbit, a szczęka nie odkręciła się zawiasów, z gruchotem padając na podłogę. Oddaje on schizowość całości utworu- z resztą, zobaczcie sami! (niestety, serwer odmówił mi posłuszeństwa i musicie sami znaleźć sobie teledysk na tak zwanym "Jutjubie")

O rany! Miałem jednak mówić o Leisure- czyli debiucie Bluru na scenie muzycznej! Czemu nikt na mnie nie krzyczy i nie tupie nogą, że odbiegam od tematu? Leisure jest zatem już zupełnie inną płytą- mamy tutaj już tylko instrumentalne wykony, a elektronika schodzi trochę na drugi plan. Rozpoczyna się od She's so high z uzależniającym refrenem, ostry jak sos wasabi Repetition (który z początku brzmi dosyć trip-hopowo), skoczne Come Together (nawiązanie do Lennona?), czy Wear Me Down. Dla fanów spokojniejszych brzmień polecam Sing i Birthday (które bardzo, bardzo lubię). Płytka w dechę, a chętnych na coś więcej zapraszam do rodzinnego śniadania z ekipą Bluru! Oto obrazek do piosenki There's no other way:


Dlaczego zostawiłem w tytule dwie płyty? Bo uważam, że Modern Life is Rubbish jest doskonałym przedłużeniem tego, co grupa prezentuje poprzednio, aczkolwiek już zaczyna się robić trochę bardziej elektronicznie. Refreny są jeszcze bardziej dopracowane np. For Tommorow, akustyczne Miss of America (oni posiadają ten sam syndrom co Red Hot Chili Peppers z Kalifornią- tyle, że blur zabiera się za całą Amerykę), czy Sunday, Sunday ze skoczną perkusją (ale tekstowo już jakby z End of a Century). Najbardziej lubię jednak Blue Jeans (zero skojarzeń z panią Laną Del Rey, proszę was!)- z którym miałem okazję się zapoznać na składance, podanej już wcześniej. Warte posłuchania jest też Presure on Julian- gdzie słychać już klimaty, za jakie zabierze się blur na płycie Parklife- czyli szaloną elektronikę.

Mam czołg. I nie oddam!

Potem grupa wydała jeszcze trzy albumy- są one jednak znane za sprawą najsłynniejszego hitu grupy, Song 2, czy rzewnego Tender (z którym fani wiążą pewne plany na Openerze- jest akcja na fejsbuku, ale ciiiicho, żeby blur nie słyszał ;)), czy Beetlebum (napisanego na cześć byłej kochanki Damona Albarna) . Ja jednak skupię się już na ostatniej. Na Think Tank z 2003 roku grupa dalej to brtitpop- już po wielkim boomie na ten gatunek. Korzysta dalej umiejętnie z szerokiej gamy elektronicznych dodatków, subtelnie mieszając w kotle muzyki współczesnej- jest to ładne, wakacyjne Good Song, Moroccan People Revolutionary Blows
Panowie pod parasolką- mimo, że nie pada- trochę starsi,
ale wciąż z genialnymi pomysłami.
Up
z soczystym basem (który jak ktoś mi zagra, to uściskam). Podoba mi się też Brothers and Sisters, trochę kojarzące się z The Doors. Utworem najdziwniejszym jest za to Crazy Beat, ale jednak również na plus. Grupa po nagraniu tego krążka rozpada się (Albarn woli śpiewać np. w Gorilazz- tak, tak, drodzy czytelnicy głos dla znanego wszystkim 2-D podkłada ten sam wokalista, który śpiewa Song 2- zdziwieni?), by powrócić z nienacka w 2009, a co będzie dalej? Czy coś kiedyś nagrają? Tego nie wiedzą nawet najstarsi Górole :)
Miejmy nadzieję, że tak, bo blur wybitnym zespołem jest.
Ja za to czekam na Openera i słuchając The Universal- z pominiętego The Great Escape (nie jest to zła płyta, po prostu jeszcze jej tak nie znam, by opowiadać o niej publicznie)- kończę notkę, wysyłając wam moc pozdrowień, buziaków i uścisków. 



Masz jakiś pomysł, o czym miałbym napisać? Chcesz coś polecić? A może po prostu lubisz pohejtować i wyżyć się na moim blogu? Pisz czym prędzej maila na adres muzycznekorki@gmail.com! Wszystko odczytam (chociaż już dawno na niego nie wchodziłem, ale zaraz to zrobię. Na pewno!) i odpiszę na wasze korespondencje ;)
A teraz pozostawiam was oczekujących na kolejną notkę- która już wkrótce :)

Waflekins.