wtorek, 26 maja 2015

Szpitalny post

W zeszłym tygodniu zabalowałem na juwenaliach. Posta zatem nie było! No halo - napisałem ostatnio już trzy (a może dwa?) posty! Należało się wolne :P

Tak naprawdę to w ramach rekompensaty do soboty pojawi się jeszcze jeden post. Nie wiem na razie kiedy. Będzie tak o z zaskoczenia - tak jak ma pojawić się nowa płyta Grimes.

Ale nie na Grimes będę dzisiaj wylewać hektolitry cukru, lukru i czekolady komplementów. Zostajemy w naszej pięknej Polsce, w której ostatnio dzieje się muzycznie bardzo dobrze! Nowy Patrick The Pan, Monika Brodka zapowiada nową płytę, Dawid Podsiadło też coś tam świruje, singiel Męskiego Grania na dniach. Ale te nazwy/nazwiska są już stosunkowo znane. Zejdziemy niżej, do podziemia, kolebki alternatywy. A alternatywę mamy bardzo ładną.

Jest sobie otóż taki hoszpital, o którym nie wiadomo w sumie za wiele poza tym, że grupa pochodzi z Poznania, w tym roku pojawił się ich debiutancki longplay "Weszoło", który poprzedzony był EP-ką "Szmutno" (humory artystów bywają zmienne), a jeden z muzyków jest powiązany z Panią Asią z Asia i Koty (która też się na płycie gdzieś tam przewija). Także o pierwszych krokach w świecie muzycznego biznesu trio hoszpital i o ich płycie "Weszoło". 
Zapraszam do lektury!

Płyta: hoszpital - "Weszoło"

Wytwórnia: Thin Man Recrods

Rok wydania: 2015

Gatunek: rock, alternatywa

Ile piosenek?: 8

Najlepsze numery:  "Anuluj", "Ja chciałbym być poetą", "To dobry moment na radość", "Warzywa i owoce"






Krótko, zwięźle i... industrialnie (sic!).

Zawsze zachwycają mnie takie krótkie płyty. Wydaje mi się, że zestaw ośmiu albo dziewięciu piosenek niesie w sobie już takie pokłady magii, która potrafi zaciągnąć i zachwycić słuchacza do świata przedstawionego przez autora/autorów, ale nie zanudzić.

Tu dostajemy właśnie takiego muzycznego liliputka - w pozytywnym tego słowa znaczeniu, ponieważ brnąc od otwierającego całość "Abcdf" do ostatniego, ósmego (wiecie - nieskończoność, liczba doskonała, mistyfikacja i takie sprawy) "To dobry moment na radość" w ogóle nie odczuwa się upływu czasu. Zupełnie jakby się leciało ponad czasem.


wtorek, 12 maja 2015

Bomba emocjonalna

Zanim zrobiłem sobie wakacje od Korków i odnosiłem się do dyskografii Pati Yang, jej krążek "Faith, Hope + Fury" z 2009 roku, za każdym razem nazywałem ją jej najsłabszym dokonaniem. Nie rozumiałem zachwytów jakie wzbudzała w niektórych osobach. Dziwiłem się, gdy znajdowali się fani Pati Yang, którzy stawiali "Faith, Hope + Fury" na pierwszym miejscu podium najlepszych wydawnictw artystki.
Wreszcie przyszedł ten dzień, że wypatrzyłem płytę przypadkiem na sklepowej półce, a że twórczość Pati nie jest mi obojętna, pomyślałem - ryzyk fizyk, kupuję. Po przesłuchaniu całej płyty od początku do końca moje zdanie na temat krążka zaczęło się zmieniać. Dziś bardzo cenię te piosenki, ale wciąż nie uważam ich za lepsze od tych, które znajdują się na debiutanckiej "Jaszczurce"
Dziś recenzja "Faith, Hope + Fury" - ostatniej (jak na razie) płyty z dyskografii Pati Yang, której tutaj nie opisałem.

Płyta: Pati Yang - "Faith, Hope + Fury"

Gatunek: Muzyka elektroniczna

Wydawnictwo: EMI Music

Data wydania: 2009

Najlepsze utwory: "Summer Of Tears", "Red Hot Black", "Over", "Outside", "The Boy in Your eyes"









Co to za Pani Pati?

Jak przy każdej recenzowanej tutaj płycie tej Pani, przybliżę kilka szczegółów z jej życiorysu, także kto wie co nieco o Pati, spokojnie może przeskoczyć do kolejnego nagłówka. 
Patrycja Grzymałkiewicz czyli Pati Yang urodziła się i wychowała w Polsce. Tutaj mieszkała do 16 roku życia, dopóki wycieczka do Anglii nie przerodziła się w dłuższy pobyt, rozpoczęcie nauki w londyńskiej szkole muzycznej i początek tworzenia podwalin swojego debiutu fonograficznego, zatytułowanego "Jaszczurka", który wyda po powrocie do Polski w 1998 roku. Niestety odmienne spojrzenia na karierę artystyczną wydawcy oraz artystki, doprowadzają do konfliktu z wytwórnią i słabej promocji bardzo dobrej płyty. Pati Yang po zakończeniu trasy koncertowej w Polsce, wyjeżdża i koncertuje po hipsterskich klubach w Europie, aby ponownie trafić do Anglii i zamieszkać tam już na stałe. Poznaje tam swojego przyszłego męża, Stephena Hiltona, z którym nawiązuje współpracę przy nowym projekcie Children (ten wydaje na świat tylko dwie piosenki, ale przeradza się w większy projekt FlyKKiller (o, jeszcze go mogę kiedyś zrecenzować, super)). Pati odnosi w Anglii kilka sukcesów - m.in. nagrywa z Davidem Holmesem ścieżkę dźwiękową do dosyć popularnego filmu "Ocean's Twelve", współpracuje z wszelkiej maści guru muzyki trip-hopowej, w której utrzymany był jej debiutancki krążek. Wszystko to prowadzi do nagrania w 2005 roku w legendarnym Air Studios (z którego korzystali też Coldplay, Muse, czy Florence+The Machine) swojej drugiej płyty - "Silent Treatment". Utrzymana jest w podobnej stylistyce co debiut, a za sprawą singla "All That Is Thirst" odnosi nawet umiarkowany - jak na muzykę niszową -sukces komercyjny i kończy się nawet wizytą w Opolu na "Superjedynkach" (szczyt marzeń spełniony). 

wtorek, 5 maja 2015

Romantycy jak z komedii


Tak jak obiecałem - to się dzieje naprawdę - wracam do pisania misiaczki! Żeby już na samym starcie było milusio i przyjemnie, to polecimy z płytą lekką i przyjemną. Mój przyjaciel piosenki zespołu, o którym dzisiaj będę opowiadać, określił jako biesiadę (uprzedzając, nie będzie dzisiaj Weekendu). I w sumie miał ten diabeł Michał rację, kiedy tak właśnie skwitował piosenki Romantyków Lekkich Obyczajów.
Zapraszam do lektury!

Płyta: Romantycy Lekkich Obyczajów - "Lejdis & Dżentelmens" 

Wytwórnia: SP Records

Data wydania: Grudzień 2011

Najlepsze utwory: "Być wolnym słowem" "Bez Ciebie Odchodzę", "Lodziarka", "Moja Wieś", "Kac"










Kim są właściwie Romantycy Lekkich Obyczajów? Pewnego pięknego dnia w Olsztynie Damian Lange, dający czadu w Transsexdisco (dobra nazwa, nie? Ponoć Lange podpatrzył ją kiedyś w notesie u kolegi marzącego o założeniu zespołu, w kajeciku zapisywał sobie pomysły na nazwę wymarzonej grupy - jednym z pomysłów było Transsexdisco właśnie, nikt nie wie co to oznacza) wraz z Adamem Millerem z zespołu Fade Out (który nota bene w swoich piosenkach tworzy z instrumentali przepiękne krajobrazy) postanowili założyć osobny projekt, który opierać się będzie o gitary akustyczne i co dzisiaj wikipedia określa jako połączenie folku oraz piosenki kabaretowej z melodramatycznym popem. Ale Kongo. Wkrótce po wypuszczeniu kilku pierwszych piosenek, zainteresowała się nimi wytwórnia SP Records, odpowiedzialna za sukces formacji Strachy na Lachy i happysad. Co z tego wyszło?

Dopiero teraz zdałem sobie sprawę z tego jak brzmią tytuły najlepszych według mnie piosenek z albumu i aż mi się mordka ucieszyła. Faktycznie jest biesiadowo.

Dzisiaj jedziemy na wieś, więc będzie sielsko. A co jest bardziej sielskiego
niż dzikie, letnie wyprawy takim skarbem jak na zdjęciu?
Kiedy zastanawiałem się jak opisać Wam debiut Romantyków Lekkich Obyczajów, do głowy
przyszło mi porównanie go ze starymi, polskimi komediami (najlepiej tymi z lat '80), których akcja dzieje się na wsi. Ogół społeczeństwa je uwielbia, właśnie za swoją lekkość, dowcipność i za ten pazur typowy chyba dla Słowian (zaleciało trochę Donatanem, spokojnie - nie mają Romantycy z Donatanem nic wspólnego). Puenta jest taka, że to właśnie do takich produkcji społeczeństwo bawi się najlepiej - każdy kto ich poznaje i zasłucha się w ich piosenkach, zawsze będzie chętnie do nich wracać. Uważam nawet, że z debiutem fonograficznym Romantyków rozkręciłoby się całkiem niezłą prywatkę. I nawet jeżeli wskakuje do piosenki akurat jakiś ambitniejszy temat (dajmy na to takie 5 Perspektyw lub "Bez Ciebie  odchodzę") , to i tak sposób podania historii przez charakterystyczne, bawiące się słowem teksty (serio - przesłuchajcie "Lodziarki" - mistrzostwo) oraz proste, bo lecące na kilku akordach gitary melodie sprawiają, że utwory po prostu siadają w pamięci i nie chcą z niej wyjść przez długie tygodnie. Panowie udowadniają, że da się jeszcze nagrywać ładne, chwytliwe piosenki bez używania elektronicznych dupereli.
Dlatego warto, żeby więcej osób ich poznało.

Tematykę płyty wyznacza w dużej mierze już pierwszy kawałek - "Kac". "Lejdis & Dżentelemens" to wpadający w ucho pamiętnik dwudziestoparolatka szukającego żony (jakieś pseudo "rolnik szuka żony"), a przy okazji dalej dojrzewającego (bo mówią, że my, faceci nigdy nie dojrzewamy). Stąd miejsce na na przykład taką "Piosenkę Balkonową", ale i na mądre "Być wolnym słowem" mówiącego o nieuchronnych zmianach. Jest miejsce na piękne wyznania ("Niby statek"), kwiatki i na picie, ale jest też na samotność ("Poznajmy się" - swego czasu triumfujące na swego czasu ogólnopolskiej Esce Rock) i na mądre przemyślenia ("Bez Ciebie Odchodzę"). A jak już historia zajedzie przy okazji na rodzinną maleńką wieś, to już w ogóle zaczyna się jatka i melodramatyczny pop na czworaka.
Polecam mocno!

Jakby ktoś był zainteresowany, to zostawiam Wam link do Deezera. Ze Spotifaja SP Records niestety usunęło wszystkie płyty, jakimi dysponuje (ale to tylko moje przypuszczenia, możliwe, że jest inaczej i pół dyskografii happysadu, cały Kult i Pidżama Porno zniknęły stamtąd w tej samej chwili z innej przyczyny).