środa, 23 października 2013

Jeżeli tak wygląda życie pozagrobowe, to Ja tam chcę! Czyli roztańczone Arcade Fire.


Zacznę to tak, że fanem Arcade Fire nigdy nie byłem. Gdyby ktoś nie wiedział dodam, iż jest to indie-rockowa grupa z Kanady- utworzona w 2003 roku. Na swoim koncie ma już trzy płyty, które w niektórych kręgach naprawdę się mocno się liczą. Ich koncerty to ponoć wybuchające wulkany energii. Bardzo jara się nią mój przyjaciel, którego z tego miejsca pozdrawiam :)
Czemu o tym piszę?
Otóż za 5 dni wychodzi ich najnowsza, czwarta długogrająca płyta zespołu, następca The Suburbs z 2010 roku. O Reflektorze zatem słyszę bardzo często. Przed chwilą dostałem od niego cynk, że nowa piosenka i lyric video ujrzały światło dzienne, że lepszy niż pierwszy singiel- tytułowy Reflektor (które linkuję wam na samym dole- wiem, wiem musicie się najeździć, ale coś za coś).

Afterlife- najnowszy utwór Arcade Fire z vintage'owym lyric video.

Co mogę powiedzieć o najnowszym utworze? Afterlife- bo tak nazywa się ów piosenka- wyszła zdecydowanie za późno. Gdyby ukazała się na przełomie wakacji, z miejsca stałaby się drugim hitem lata po Get Lucky. Mocno taneczny kawałek ze wstawkami przypominającymi disco, aż pozwala sobie przypomnieć ten wspaniały czas, kiedy na dworze było gorąco i parno, dookoła wszędzie pełno pozytywnej energii. No i festiwale muzyczne. Jeżeli tak wygląda życie pozagrobowe (teraz lekcja angielskiego afterlife- życie pozagrobowe) to Ja tam chcę! Wielce pozytywny twór przypomina miejscami fuzję nowych płyt Crystal Fighters i Daft Punk. Idealny do beztroskiego hasania pod sceną. W zespole wyczuwam idealnego kandydata na przyszłorocznego Opener'a (który również z indie i hipsterstwem się kojarzy- może jeszcze kilkoma innymi rzeczami, ale o tym już nie mówię). Płycie na pewno się przyjrzę. Może nawet będzie notka na blogu jak bardziej się wkręcę, a na to się zapowiada. Teraz jednak pozostaje doczekać do 29., kiedy płyta stanie się ogólnodostępna dla wszystkich zjadaczy chleba. Zachęcam do przesłuchania, bo zdecydowanie każdemu umili ten jakże pochmurny (przynajmniej w Szczecinie) dzień! :)

A tutaj Reflektor- pierwszy singiel z nadchodzącej płyty. 

A teraz słuchajcie moje misie pysie! Ostatnio przez moje neurony krętymi ścieżkami do mózgu (tak matura z biologii mnie pogania) przebiega ogromna masa pomysłów, dotyczących tego o czym pisać. Nie będę się oczywiście trzymać żadnego wyznaczonego harmonogramu, gdyż nigdy mi to zbytnio nie idzie, o czym już mogliście się przekonać, jednak prawdopodobnie już w najbliższych dniach będą pojawiać się pierwsze efekty mojej pracy. Uchylę sobie rąbka tajemnicy. Jutro lub pojutrze chciałbym pociągnąć dalej Przyjrzyjmy się, bo sto lat już tam nikt nie zaglądał i pajęczyny się zaczęły tam pojawiać w szarych kątach sufitu. Będzie też (oczywiście nie tego samego dnia) skromna Wyliczanka- jak ktoś nie zna ów działów to polecam. Lekcje w plenerze także doczekają się własnego posta, ponieważ ostatnio odwiedziłem sobie jeden festiwalik w Szczecinie. Niestety z koncertu Podsiadła relacji nie będzie, bo bilety wykupiono zanim zdążyliśmy się z ludźmi ogarnąć. Co do festiwalu też skromnie- udało mi się załapać tylko na jeden dzień tego festiwalu, ale za to jaki! Słuchajcie! Koncerty Izy Lach, Mikromusic i Rebeki na jednej scenie nie zdarzają się w takiej dziurze jak Szczecin często zatem o tym też Wam poopowiadam. Mam już również bilet na koncert Sorry Boys promujący najnowszą płytkę zatytułowaną Vulcano, więc jakby co to z tego gigu też pewnie co nieco będzie na blogu. Daleka przyszłość uraczy Was też kilkoma recenzjami płyt, zatem jeżeli nie będziecie mieli czego słuchać na listopadowe smuty będziecie mieli się z czym zapoznawać. No i to by było na razie na tyle.
A i oczywiście jakby ktoś chciał popisać na wszelakie tematy to zapraszam do korespondencji pod adresem muzycznekorki@gmail.com!
Trzymajcie się ciepło nie dawajcie się jesiennej chandrze!
Waflekins.

poniedziałek, 14 października 2013

Waflekins Nawija #2 "Popularne znaczy złe?"

Witajcie! Dzisiaj mam zamiar podzielić się z Wami jednym z tych głębokich jak dno Oceanu Atlantyckiego postów, gdzie nie będę opowiadać ani o żadnej specjalnie wybranej płycie, planach co do życia bloga (a patrząc po statystykach- pochwalę się wam- naprawdę ostatnio trzyma się dobrze, za co z całego serca dziękuję i wysyłam gorące buziaki dla wszystkich, którzy tu zaglądają i czytają). Nie będzie przyglądania się komuś szczególnemu, czy liczenia do 10. Trochę dzisiaj sobie po prostu pogadam, ot co- jak to miało miejsce przy słuchaniu muzyki w internecie. Ostatnio, podczas rozmowy z przyjaciółmi napomknąłem o tym, że nauczyłem się grać pewną piosenkę na gitarze- a że akurat instrument był pod ręką, oczywiście im ją zaprezentowałem. Kiedy kilka osób z ów towarzystwa stwierdziło, że "naprawdę fajne" i zapytali mnie, co to dokładnie było- odpowiedziałem. Natknąłem się jednak tylko na żartobliwe spojrzenie, do którego niektórzy dodali jeszcze pytanie "Żartujesz? Przecież to taka beznadziejna papka!" w ramach dodatkowego prezentu. Zastanawiacie się pewnie o jakiż to utwór chodziło. Mianowicie jakiś tydzień temu nauczyłem się grać Wrecking Ball najnowszego- bardzo kontrowersyjnego pod względem teledysku- singla Miley Cyrus na gitarze. I naszła mnie taka oto refleksja...

Popularne, więc bez kontrowersji? 
Powiem Wam więcej- publicznie znienawidzony utwór dawnej, ugrzecznionej Hanny Montany (przepraszam jeżeli użyłem złej pisowni- nie znam się na obecnych produktach Disney'a) nawet mi się podoba. Zadałem sobie pytanie- dlaczego właśnie taki ma on status? Kontrowersyjny teledysk? Czemu zatem niemiecki rockowy Rammestein nie został zniszczony, po tym jak zrobił ze swojego teledysku do piosenki Pussy film pornograficzny, gdzie artyści uprawiają seks w krótkich pornograficznych scenkach? Dlaczego Frankie Goes to Hollywood dzisiaj można usłyszeć na dyskotekach, skoro w ich największym przeboju- Relax- już sam tekst opowiada o sadomasochistycznym stosunku dwóch mężczyzn? Jak jednym z najważniejszych zespołów nurtu grunge dalej jest Nirvana, skoro w teledysku do Heart-Shaped Box dostajemy Jezusa ubranego w czapkę Mikołaja, dookoła którego krąży dziewczynka ubrana w strój Ku-Klux-Klanu? Lizanie młotka i latanie na kuli buldożera, nie pokazując tak naprawdę nic obscenicznego jest bardziej kontrowersyjne od wyżej wymienionych? W żadnym wypadku nie jestem stronniczy dla panny Cyrus- teledysk do Wrecking Ball jest po prostu pod niektórymi względami żałosny, ale czy przez to musimy skreślać całą piosenkę? Oprócz tego nasuwa mi się inne pytanie- czy to, że Miley Cyrus tworzy pop, a Rammestein metal nie pozwala jej na niektóre rzeczy, które mogą niemieccy muzycy? Czy muzyka popularna musi być ugrzeczniona? Czy jest właśnie przez to gorsza? 

Sprawczyni całego zamieszania związanego z tym postem.

Według mnie odpowiedź brzmi nie- i chociaż twórcy muzyki popularnej- jak na przykład Madonna, mająca za sobą wiele kontrowersyjnych przygód- chcą udowodnić, że ich też stać na bycie kontrowersyjnym, to są skutecznie "hejtowani" za takie zachowania, gdy artyści rockowi mogą robić co im się tylko żywnie podoba pod otoczką "alternatywy i walki z komercją". Czyli może wina leży po stronie komercyjności artystów? 

Popularne=Złe?
Ale czym jest tak naprawdę komercja? Szczerze mówiąc jest to dosyć dziwne zjawisko. Nie jest to żaden gatunek muzyczny, a jednak zgromadzeni są tu różni artyści- może tu trafić zarówno rock, disco jak i pop, a jednak przez niektóre środowiska artyści z tej grupy są uznawani za największe zło tego świata. W czym jednak są gorsi? Bo udało się im stworzyć utwór, który porwie dziesiątki tysięcy osób do śpiewania go razem z zespołem na koncertach, a innym zespołom po prostu się to nie udaje? Ponieważ to oni są na
Tajemniczy Marylin Manson to- niektórzy
będą zaprzeczać- również komercja moi
drodzy alternatywni ludzie :)
salonach, a nie ulubione zespoły hejtujących komercję osób? Bo zarabiają więcej niż inni artyści? Wybaczcie taka jest praca muzyka- każdy chce mieć pieniądze z tego, co robi jeżeli wykonuje swoją robotę dobrze. Równie dobrze możecie naskoczyć w takim razie na panią ze spożywczego, że nie oddaje wam ziemniaków, które są obecnie za 3 zł za kilogram za 10 groszy! Stańcie z banerami, krzyczącymi "sprzedałaś się!" pod jej sklepem. Nie zapomnijcie o dodaniu kilku wulgaryzmów dla smaczku, niech Baba wie co myślicie o takim zachowaniu. Brzmi absurdalnie, prawda?
Pamiętam czasy, kiedy sam należałem do tej jakże alternatywnej rzeszy ludzi, której nie podobało się wszystko, co tylko trafiało do tv i radia. Szczerze się wstydzę, że taki byłem, bo w wielu momentach prowokowało to różne nieprzyjemne sytuacje. Dzisiaj potrafię słuchać wszystkiego- na swojej mp3 mam zarówno krytykowaną za bycie popularną przez niektórych moich znajomych Adele jak i "bardzo alternatywną" Nirvanę  (bo- teraz narażę się wielu osobom- Metallica i Nirvana to również komercja, nie oszukujmy się. Większość z tych osób żyje w złudzeniu, że słucha czegoś alternatywnego, gdy jest to zwykły mainstream- po prostu inaczej podany), ale też grupy o których mało kto słyszał- spoza świata popularnych. I takich "połączeń" jest tam o wiele więcej. Nie wstydzę się komercji, bo tak naprawdę nie jest ona niczym złym. Tak samo jak niczym złym nie jest słuchanie muzyki spoza list przebojów- bo w drugą stronę taka nienawiść również istnieje.

A Ty? Słuchasz muzyki, czy gatunków?
A jak jest z Wami? Słuchacie wszystkiego, czy na jakieś gatunki muzyki (a może właśnie na tą przebrzydłą komercję) się zamykacie? Dlaczego tak jest? Z takimi refleksjami was na razie pozostawię. Odpowiedź możecie zostawić w komentarzu albo napisać do mnie wirtualny list muzycznekorki@gmail.com. Dzięki za jakiekolwiek aktywności- chciałbym poznać Wasze zdanie w tej sprawie :)
Do zobaczenia przy następnym poście i dziękuję za przeczytanie tego! :)
Cześć!
Waflekins.


niedziela, 6 października 2013

W kosmosie z Pati.

Dobry wieczór kochani czytelnicy!
Na wstępie chciałbym podziękować, za tak tłumne zainteresowanie postem o płycie Renovatio Edyty Bartosiewicz- osobiście chciałbym przeprosić za wszelkie gafy jakie tam popełniłem (bo kilka ich jest, gdybym tylko mógł byłyby już poprawione, ale niestety na to już za późno, trudno :)). Przez długi czas cierpiałem na zbyt dużą wenę i wymyślałem temat za tematem, którymi was na pewno wkrótce uraczę- aktualnie tworzą się dwa, żaden jednak nie jest ukończony z racji tego, że są to trochę poważniejsze i ambitniejsze posty, nad którymi muszę pomyśleć dwa razy. Ewentualnie dziesięć. Jednak, żeby nie było ciszy zdecydowałem się na inny post- również z grona tych, które sto lat czekają na udostępnienie większemu gronu czytelników. Dzisiaj jest na niego idealna pora. Jest już za oknem całkiem ciemny- jesienny, lekko mglisty (przynajmniej w Szczecinie), chłodny wieczór i nie mam w zanadrzu żadnych innych postów, którymi sypnąć niczym mag asami z trochę przydużego rękawa dziurawego, starego swetra. "Teraz albo nigdy"- pomyślałem. Zatem dzisiaj pomówimy o płycie dla mnie wyjątkowej i niesamowitej, jeżeli chodzi o polskie rynek muzyczny.

Dzisiaj zapoznam Was z osobowością
iście kosmiczną.
Z płytą zapoznałem się jakieś półtorej roku temu, gdy usłyszałem "głównego" singla promującego krążek- "Jaszczurkę" z dnia na dzień stał się moim osobistym przebojem, do którego bardzo często wracam. Wyprodukowany on został w 1998 roku przez młodziutką, 18-letnią Patrycję Grzymałkiewicz- z dzisiejszej perspektywy już Patrycję Hilton (ale mówimy teraz z perspektywy końcówki lat '90). Której historia jest iście niesamowita. Kto by pomyślał, że dziewczynka, która za młodu jeździła w trasy z Lady Pank, bo jej Mama związana była z Janem Borysewiczem- ówczesnym liderem grupy. W wieku 15 lat wymsknie się z domu w Polsce do odległej Anglii, gdzie zamieszka całkowicie sama i podczas lekcji w szkole muzycznej na wydziale pop music, zacznie tworzyć piosenki, które trzy lata później wyda na własnej płycie, nagranej już po powrocie do kraju? Czyste szaleństwo prawda? To poczekajcie i zobaczcie jaka to była płyta! Bo z popem na pewno nie miała nic wspólnego. Dzisiaj zapoznamy się z płytą Jaszczurka, zapraszam! :)


Pati Yang- Jaszczurka, 1998, Sony Music Polska
Między jawą, a snem.
Artystka zapytana kiedyś w jednym z wywiadów o tą płytę, stwierdziła, że "jest to płyta o młodej dziewczynie zagubionej gdzieś między światem realnym, a światem snów"- albo coś bardzo podobnego w ten deseń (niestety teraz nie mogę znaleźć nigdzie tego cytatu jak go potrzebuję). I niewątpliwie coś w tym jest. Udowadnia nam to już otwierający płytę, bardzo agresywny utwór Si- mający być początkowo kawałkiem tytułowym- (na nazwanie płyty nie zgodziła się jednak wytwórnia Sony, która zmusiła Pati do nazwania płyty tytułem singla). Dość potężny wstęp i wielu może przy nim odpaść- mi samemu na początku średnio przypadł do gustu, by teraz być jednym z moich ulubionych. Pati melorecytuje cały tekst, wcielając się w dziewczynę, opowiadającą (trochę pod wpływem alkoholu) Panu X parę słów o toksycznej miłości. Z każdej strony atakuje nas mocna elektronika, kojarząca się dzisiaj trochę z Crystal Castles, ale wtedy nikt nawet o nich nie słyszał. W Si już słychać z jakiego nurtu jest ta płyta. To nic innego jak trip hopowe dokonania Massive Attack, Portishead, czy Tricky'ego, przeniesione w nasze polskie, postpeerelowe realia. Kolejny kawałek 3 Pati stanowi trochę kontrast dla poprzedzającego utworu- zawsze kojarzyłem je sobie trochę z nocą i następującym po niej poranku. Chyba najbardziej chwytliwa ścieżka ze wszystkich na Jaszczurce z wpadającym w ucho gitarowym riffem. Potem dostajemy tytułową Jaszczurkę- śmiało to powiem- jeden z najpiękniejszych polskich utworów elektroniki łączonej z popem. Co więcej z wyśmienitym teledyskiem, dość psychodelicznym i prezentującym świat snów wspomniany przez Pati.

Teledysk do "Jaszczurki"
Po polsku i po angielsku.
Kolejnym naprawdę ciekawym kawałkiem jest Uwolnij- Ja tutaj czuję, że podmiot liryczny musiał przejść naprawdę wiele w swoim życiu. Niewiarygodne, że zwyczajna nastolatka potrafiła napisać coś tak przejmującego i mrocznego- z resztą sama oprawa muzyczna idealnie oddaje klimat. Aooh- to najkrótsza piosenka- trwa ledwo 3 minuty, ale szczerze mówiąc zawsze, gdy jej słucham zaczynam się bać- i to autentycznie narasta we mnie niepokój- sami z resztą przesłuchajcie w wolnej chwili, a zrozumiecie o co mi chodzi. Następnie dostajemy utwory już anglojęzyczne- Higher Perception, w którym da się usłyszeć przeogromne inspiracje Trickym, Underlegend- nigdy nie rozumiałem, czemu stał się drugim singlem (Nie zrozumcie mnie źle! Utwór jest muzycznie naprawdę ładny, spokojny, pozwalający odetchnąć z lekko pacyfistycznym tekstem, ale w żadnym wypadku nie jest to piosenka "do radia". Myślę, że w dużej mierze ta decyzja przeważyła o porażce komercyjnej krążka. By the way piosenka zawsze kojarzyła mi się z Another Brick in the wall Pink Floydów- sam nie wiem czemu.)- oraz Too late- zdecydowanie bardziej wpadającym w ucho niż ten wyżej wspomniany i co więcej żwawszym. Przeplatają się one z pozostałymi dwoma polskojęzycznymi trackami- Nie wróci- kawałek dla mnie enigmatyczny- nie wiem, co w nim jest takiego, że ciężko się od niego oderwać oraz Może zapomni- tekstowo zbudowanym z jednego zdania, wydaje mi się kontynuacją Aooh, które kończy się trochę nierozwinięte- w tej piosence słychać z kolei wielkie inspiracje grupą Portishead. Empty Temple- najspokojniejszy moment na całej płycie, gdzie podmiot liryczny właśnie opowiada o momencie, w którym umiera, przejmująca ballada oparta o dwa gitarowe chwyty, powoli rozchodzące się w przestrzeni. Niesamowita końcówka, po której zostajemy wbici w ziemię i pozostawieni w ciszy...

"Aooh"- a nie mówiłem? :)

Bristol w Warszawie.
...W ciszy trwającej aż do 2005 roku, ponieważ swój kolejny album Pati wyda dopiero wtedy. I to już poza granicami naszego kraju. Jaszczurka okazawszy się płytą jeszcze zbyt elektroniczną jak na polski rynek (gdzie dominował dalej rock) i z wytwórnią, która zbytnio nie wiedząc jak wypromować taką perłę, po prostu dała ciała, Pati zawinęła się ponownie do Londynu. Obecnie artystka ma na koncie trzy inne krążki (piąta płyta już w drodze), gdzie dalej pozostaje nietuzinkową dziewczyną z pomysłem- taką samą jak przy Jaszczurce.

Zanim to nastąpiło dalej w 1998 Pati ruszyła jednak w trasę, która również okazała się niewypałem z wielu powodów- jednakże były to na pewno magiczne wydarzenia. Chciałbym cofnąć się w czasie i móc usłyszeć np. Underlegend rozegrane na dwie perkusje (bo podczas trasy młodą Pati Yang wspomagała liczna trupa, nazwana Robot, którą w wywiadach artystka wspomina różnie- z jednej strony byli to ponoć wspaniali muzycy, z drugiej grupa naprawdę ciężka do ogarnięcia- ponoć na jednym z koncertów ów trasy jeden z muzyków wstał i poszedł do baru, z którego na scenę już nie wrócił, a gig kontynuowano bez jednego muzyka). Próba przeniesienia Bristolu do Polski nie udała się. Myślę jednak, że gdyby Jaszczurka ukazała się dzisiaj, Pati z dnia na dzień zyskałaby w naszym kraju sławę. Polecam posłuchać tej płyty, bo kto raz wkręci się w ten kosmiczny klimat na zawsze będzie wracać do tego układu... jak Ja :)

Waflekins.


wtorek, 1 października 2013

Dwie kobiety jedna płyta- pierwsze wrażenie na temat "Renovatio" Edyty Bartosiewicz

Dzisiejszy dzień z pewnością przejdzie do historii polskiej muzyki rozrywkowej. Otóż światło dzienne po wielu wielu latach ujrzała wreszcie długo wyczekiwana płyta  Edyty Bartosiewicz (dzisiaj wyliczyłem, że ci najwierniejsi musieli czekać na tą płytę 15 długich lat)! 13 premierowych kawałków okraszonych iście zimową okładką dzisiaj trafiło do mnóstwa fanów- tych młodszych, którzy- jak ja- nie pamiętają czasów sukcesów Snu, a gdy Edyta odchodziła uczyli się dopiero raczkować jak i tych starszych pokoleń- dzisiaj już w większości rodziców dorosłych ludzi, w głębi duszy "ryczących czterdziestek". Pomijając jednak dywagacje na temat wieku słuchaczy i skupiając się na okładce. Sama płyta była trochę jak ów pierwszy dzień października, wyznaczony na oficjalną premierę płyty. Trochę ciepło, ale już czuć w powietrzu, że letnie dni już się kończą. Skupię się dzisiaj na tym, żeby przedstawić Wam moje- absolutnie mało obiektywne zdanie (przyznaję się :P) i opisać moje doznania związane z Renovatio Edyty Bartosiewicz, które katuję od popołudnia. Od razu ostrzegam, że osoby nie lubujące się w długich, tasiemcowatych opisach ciągnących się jak wenezuelska opera mydlana, nie mają tu czego szukać. Będzie pełno odniesień, odskoczni od głównego tematu i wspomnień. Bo tym przede wszystkim jest ta płyta.

Edyta Bartosiewicz, Renovatio, EBA Records 2013
Orkiestra tamtych dni.
Ta płyta to istny zapis tego, co przechodziła Edyta przez ostatnią dekadę, kiedy niemożność śpiewania i inne problemy blokowały jej drogę do wydania płyty. Wielu plotkowało. Wśród fanów wrzało- jedni sprzeczali się z drugimi co do tego, czy ta płyta  w ogóle kiedyś wyjdzie. Potem cała machina ucichła, aby gdzieś w 2010 roku (również rok, gdy zaczynałem słuchać Bartosiewicz ^^) dać znak "Słuchajcie kochani, wracamy!" koncertem na Orange Warsaw Festival. Od tamtej pory powolnymi kroczkami Edyta- jakby ze śpiączki- wracała do świata polskiej muzyki, witając stęsknionych uradowanych fanów. Dla niej jest to nowy początek i nikt- na pewno nawet sama artystka- nie miał pojęcia, czy uda się jej znowu wpasować w ten świat szalonego szołbizu. Pętla otwierająca płytę jest według mnie właśnie tym- swoistym powitaniem z fanami i rozmyślaniem na temat tego, czy ona znowu się tu przyjmie "Wiem, że byłam tu nie raz/Rozpoznaję rzeczy kształt" przyznaje w refrenie. Refleksyjny utwór daje naprawdę potężny początek dla tej tak długo wyczekiwanej płycie, wokół której narosło tyle oczekiwań- Edyta wszystkiemu podołała. Muzycznie trochę przypomina Sen- zwłaszcza potężne gitary elektryczne zdobiące refren. Następne jest tytułowe Renovatio, które zagorzalsi fani zdołali już usłyszeć na koncertach Bartosiewicz. Pamiętam, że wtedy podszedłem do niego bardzo sceptycznie i nie spodobał mi się. Na płycie jest jednak doskonale dopracowany i naprawia to, co pozostawiła po sobie pierwsza wersja. Szybki, żwawy i taneczny- trochę jak odrzut spomiędzy płyt Szok'n'Szoł i Dziecko. Edyta i spółka udowadniają, że wciąż potrafią tworzyć wpadające w ucho gitarowe riffy, które zostają w głowie na długie chwile. "Salwy na Waszą cześć"! Swoją drogą tu przydaje się łacina, by zrozumieć grę słów w utworze- Salve! to z łaciny "Witaj!", a to przedziwne zapożyczenie? Czy ma ono jakieś znaczenie w tekście? Przychodzą singlowi Rozbitkowie- tym razem brzmi jak piosenki z Wodospadów- trochę nostalgiczny utwór (jak większość z Wodospadów), w którym- tak mi się zdaje- Edyta opowiada o swoim zniknięciu "Nikt z nas jak dotąd/Nie spostrzegł że/Ta łódź od dawna już tonie/Do góry dnem"- ubolewa w refrenie artystka. Utwór z bardzo ładną gitarą akustyczną, pasuje na spokojną letnią piosenkę, ale czy singiel promujący długo oczekiwany krążek? Nie wiem.

Nowy dzień.
Następnie Edyta pokazuje swoją zupełnie nową stronę we wzbogaconym o dyskotekowy rytm Italiano- i ten nietypowy aranż znowu ma swoje odzwierciedlenie w tekście. Edyta opowiada tutaj o nowym, wstającym poranku. Każda zwrotka kończy się wersem "Czy wciąż jeszcze pamiętasz mnie?"- może być to skierowane ku dawnym inspiracjom, z którymi kończy. To tutaj Bartosiewicz pokazuje swoje nowe oblicze. Rytmiczny utwór wywołuje ochotę na spontaniczny taniec, a gdy do tego wszystkiego dochodzi sekcja dęta? Wulkan energii z ambitnym tekstem, bardzo pozytywnie nastrajający kawałek. Następnie dochodzi Zbłąkany Anioł- akustyczna pop-rockowa kołysanka- jak na razie przeminęła dwa razy przez odtwarzacz i to tyle, ale może kiedyś do niej wrócę. Niewinność 2013 to po prostu remaster wersji z roku 2002 z na nowo dogranymi wokalami (chociaż wydaje mi się, że chórki w refrenie zostały niezmienione). Utwór napisała niewątpliwie ta młoda jeszcze dziewczyna, która ma przed sobą naprawdę ciężką dekadę. Dzisiaj śpiewa go dojrzała kobieta po przejściach. I muszę przyznać, że wokale w obecnej wersji są o wiele ładniejsze. Co więcej jakość nagrania została bardziej "oczyszczona"- przez co słychać  niektóre wstawki instrumentalne, których nie słychać było wcześniej. Dodatkowo wszystko jest o wiele głośniejsze. Cień- trochę kojarzy mi się z karierą jeszcze w Holloee Poloy. Dostajemy tutaj bardzo mroczny utwór z potężnym basem, budującym napięcie. Edyta melorecytuje większość tekstu co z jednej strony jest bardzo zmysłowe, a z drugiej powoduje jeszcze większe ciary. Tekst? Jest za to bardzo nosowski- ale tej Nosowskiej z czasów Zazdrości. Jeden z najmocniejszych punktów na płycie- jakich tutaj wiele, aż ciężko się zdecydować. To na pewno jest nowa Edyta.

Magia opowieści
Dostajemy utwór numer 8- graną już na Orange Warsaw Festival Madame Bijou- tekst inspirowany ponoć historią Titanica. Historia opowiada o starszej już nieco kobiecie, siedzącej w barze, prowadzącej refleksje nad swoim życiem. Nadzieję daje jednak piękny refren "lecz jest jeszcze coś/co się we mnie tli/co sprawia, że wciąż/tę wiarę mam". Stary, typowy dla Bartosiewicz utwór- gitara i jej przepiękne opowiadanie historii, które tak się zawsze pięknie splatały i zazębiały w całość. Tu jest nie inaczej- artystka pokazuje jak wielką tekściarką wciąż pozostała. Zaraz potem jest bardzo żywa kompozycja, symfonia wielu dźwięków- Ryszard- być może i kochanek Bijou z dawnych lat? Opowieść o mężczyźnie, który ucieka ze swojego domu i... no właśnie, to jest kwestia interpretacji co się z nim potem dzieje (chętnie posłucham waszych opinii na muzycznekorki@gmail.com- piszcie jeżeli już słuchaliście, jeśli nie to też ;)). Jak ktoś chce wiedzieć, co ja o tym utworze uważam, niech spyta mnie osobiście pod mailem albo zapyta inną drogą- nie będę spoilerować (nie wiedziałem, że piosenkę da się zaspoilerować XD). Żołnierzyk- utwór bardzo pozytywny- o żołnierzu wracającym do domu, wciąż silnym (myślę, że trochę każdy z nas może być takim żołnierzykiem). Pełnym doświadczeń. Oczywiście znowu gitara akustyczna jest motywem przewodnim instrumentarium. Orkiestra Tamtych Dni- wiem, że utwór miał znaleźć się na niewydanej w 2002 roku Innej. Utwór chyba najweselszy z całej płyty- opowiadający o dawnym domu Edyty, bardzo wesoło i dowcipnie z sekcją dętą przypominającą trochę reagee unplugged. Aż chce się tańczyć i skakać :) Upaść, by wstać- ponownie piosenki bardziej orkiestrowe zamieniają się z tymi akustycznymi. Tym razem o tym, że czasem trzeba się ogarnąć po największej klęsce i próbować działać. Edyta po kolei przekazuje historie, w które musimy się wsłuchiwać i poczuć jak nas samych dotykają.

Gdzie tak naprawdę idziesz?
Tam, dokąd zmierzasz (chwila) to najdłuższa kompozycja ze wszystkich- bardzo spokojna i jeszcze bardziej smutna. Opowiada o miejscu, gdzie wszyscy idziemy całe nasze życie- o raju. Gdzieś daleko stąd, Edyta porzuca zgiełk miast, neony, codzienne gonitwy i wszystko co związane z wielkimi cywilizacjami. Jest tu trochę hipisowskiego przesłania, niewątpliwie cisną się do oczu łzy, że to już koniec i dotarliśmy właśnie na koniec, dalej nie ma już nic. Tylko cisza. To gdzie Ty dotrzesz, czytelnikosłuchaczu jest jednak tylko twoją sprawą i tylko od tego zależy jak będzie wyglądać raj. Możesz iść z Edytą albo działać na własną rękę- wybór należy jest Twój. I tylko Twój. Wspaniały koniec płyty.
Myślę, że ta synteza dwóch Edyt- starej i nowej na jednej płycie jest czymś naprawdę pięknym. Nikogo, kto na Renovatio czekał- na pewno go nie zawiodło. Z jednej strony płyta idealnie pasuje do naszych czasów, z drugiej jest w niej coś takiego ulotnego, czego już nigdy nie damy rady doświadczyć. Możemy tylko słuchać tej pięknej muzyki. Orkiestry tamtych lat.