wtorek, 24 grudnia 2013

Bożonarodzeniowo ludki moje kochane! #Życzonka

Dzień doberek kochane ludki!

Dzisiaj, jako iż okazja jest iście wyjątkowa i może nie ma śniegu, za oknem jest 10 stopni na plusie i pogoda w tym roku przypomina bardziej australijskie klimaty, niż europejskie święta (brakuje tylko kangurków wesoło hasających po ulicy), to Ja i tak poczułem magię tegorocznych świąt, założyłem czapkę Mikołaja i owinąłem się światełkami choinkowymi. Wyszedłem trochę jak diabeł. Może przygłupi, ale zawsze siła nieczysta, ale trudno. Kreatywnie to wyszło, nieprawdaż? W ten sposób powstała dla Was kartka świąteczna specjalnie ode mnie! 
Chciałbym Wam życzyć, aby wszystkie Wasze marzenia, które sobie postanowicie, spełniały się w mgnieniu oka i żeby wszystko szło gładko jak po maśle (najlepiej takim najlepszej marki, jak z reklam telewizyjnych). Niech Wasze święta będą wspaniałe, spędzone w gronie najbliższych, najważniejszych dla Was osób - rodziny, przyjaciół, kochanków i kogo tam sobie tylko wymarzycie. Życzę Wam dużo uśmiechu. Nie zapominajcie o tym, bo banan zdobiący twarz to rzez niesamowita i potrafi wiele zdziałać! Chciałbym, abyście w tym pięknym dniu zapomnieli o jakichkolwiek problemach i kwasach między sobą. Żeby wszystko już od teraz było pięknie, a nawet jeżeli się gdzieś tam kiedyś potkniecie na swojej ścieżce życia, żebyście zawsze mogli się podnieść i iść dalej prosto. Wszystkiego dobrego dla Was, moich czytelników, ważnych dla mnie ludzi. To Wy sprawiacie, że już dwanaście miesięcy z uśmiechem zasiadam przed komputer, wiedząc, że robię coś dobrego. Rozwijam się, a może nawet komuś tam umilam czas siedzenia na fejsbukach i jutubach. No dobra, miało być krótko i zwięźle, a Ja jak zawsze muszę się rozgadać (serio, nie wiecie nawet co ja wyczyniam, gdy dzielę się opłatkiem i chyba nie chcielibyście tego przeżyć). A zatem Merry Chrismtas, ślę buziaki, pozdrowienia i standardowo - ściskam!
Ps: Standardowo Frank Sinatra - mam nadzieję, że nie macie dosyć :)


Waflekins.

sobota, 21 grudnia 2013

Upadłem, ale wstaję.

Hejka!
Dzisiaj post specjalny. Nie z racji świąt, ani nadchodzącego sylwestra. Dzisiaj poczuję się trochę jak celebryta z pierwszych stron gazet i opowiem co nieco o moim życiu w ostatnim czasie. Internetu może moją dramą nie zawojuję, ale nie na tym mi zależy.
Poczekajcie moment, dogaszę tylko papierosa o parapet. Nie jestem uzależniony, ale zwykle głębszym, filozoficznym przemyśleniom towarzyszy mi przeszywający płuca dym. Takie ot wstrętne przyzwyczajenie.
A więc (wybaczcie, od tego zdania się nie zaczyna). Jeszcze raz. Czy macie czasem takie uczucie, że dany utwór jest całkowicie w 100%, opowiadający o Waszym życiu? Zdarza mi się to notorycznie, kiedy poszczególne piosenki są jak fragmenty układanki stanowiące puzzle mojego życia. Myślę, że osoby mówiące o ścieżce dźwiękowej do swojego życia również tak mają, więc co niektórzy (a może nawet wszyscy) mnie tu na pewno zrozumieją. Tak przynajmniej myślę, bo dziwnie byłoby być w tej kwestii wyjątkiem. Tym razem jednak odczucie było tak mocne, że postanowiłem się z Wami podzielić. Dzisiaj (zapamiętajcie ten 21 Grudnia) jest i będzie dla mnie pamiętną datą.
Otóż o co Mi chodzi?
Będąc u progu mojej dorosłości, wydarzyły się w moim życiu rzeczy, które na zawsze je odmieniły. Osoby, będące dotychczas przyjaciółmi powoli odchodziły z mojego życia. Wylatywały z ciepłego gniazda, zostawiając za sobą całą burzliwą przeszłość i innych przyjaciół. Zaczęli dobierać się pary. Odcinać się od całego tego życiowego syfu. Potem okazało się, że w tym roku mam zadecydować o najbliższych latach mojego życia. Wybór studiów, nadchodząca matura, pierwsze prawdziwe miłosne kryzysy, wyrabianie dowodów osobistych. Zrozumiałem, że czas zacząć dorosłość.
A co jeżeli Ja nie chcę?
Mimo tego, że wiele osób było wtedy przy mnie, wspierając z każdej możliwej strony (za co bardzo mocno im dziękuję), to Ja cały czas odczuwałem, że niektórych jakby nie patrzeć już ze mną nie ma (a jako istota iście społeczna poczułem się tym bardzo dotknięty). Oczywiście Ja również w życiu potrafię być "wstrętną dzidą", więc również święty nie byłem, nie jestem i wątpię, że kiedyś przejdę poprawę. Taki już jestem. Następnie przerodziło się to w głęboką depresję, która zapukała do mych drzwi gdzieś na przełomie września i października. Usłyszałem na dobitkę zdanie "nie chcę już się z Tobą przyjaźnić". Było ciężko. Nawet bardzo. Wtedy pojawiła się w moim życiu kobieta. Blondynka z gitarą, której również w życiu przez ostatnią dekadę się nie wiodło. Na przełomie października wydała płytę, oczekiwaną przez wielu, którzy zwątpili w jej powrót z otchłani złej passy.  Usiadła, przytuliła mnie i szepnęła poprzez słuchawki "Nie, nie musisz mówić nic, Ja wszystko wiem". Krążek bardzo do mnie dotarł, ale dopiero dzisiaj odkryłem, że znajduję się na niej mój nowy, osobisty hymn, co tylko spotęgowało uczucie opisane wcześniej.
"Upaść, by wstać i choć nie przestajesz się chwiać, i nowy nie przedarł się świt, choć wciąż brakuje Ci sił..." - takie mądre zdanie napisała Edyta Bartosiewicz na swojej nowej płycie. I uważam, że również upadłem. Z każdej możliwej strony, poważnie raniąc swój zbolały korpus moralny. Mimo wszystko Edyta w dużej mierze podniosła mnie z mojej depresji. Dzisiaj to zrozumiałem, może trochę późno -  fakt, ale najważniejsze, że w końcu się udało. "Bo choć straciłeś coś, co los kiedyś Ci dał, Ty upadłeś by wstać".  Już wiem. Trafiło mnie jak grom z jasnego nieba. Teraz uważam, że naprawdę zaczął się ten czas, kiedy trzeba podnieść, otrzepać zdarte, krwawiące kolana i rzec z uśmiechem (już nie udawanym) "Złapałem zająca. Będzie pasztet na święta". Dziś zaczyna się w moim życiu zupełnie nowy rozdział, kierowany właśnie tym utworem. Teraz pozostaje mi czekać na nadejście świtu, aby ruszyć dalej. Do przodu. Nie ważne już gdzie i z kim.
Ściskam!
Ps: Macie takie utwory, które opowiadają o Waszym życiu? Jeżeli tak, opowiedzcie mi o tym w komentarzu pod spodem, możecie zasubskrybować bloga, aby być na bieżąco. A jeśli jesteście z tych bardziej wstydliwi, wyżalcie się pod adresem muzycznekorki@gmail.com. Miłej nocy, miśki i pamiętajcie. Najważniejsze to wstać na nogi, gdy już się wywrócicie.

  
Waflekins.

środa, 18 grudnia 2013

Świąteczne wspominki. Czyli #Wyliczanka numer bodajże 4.

Witam Was wszystkich w ten grudniowy wieczór!
Równo rok temu (no dobra, dobra - bez jednego dnia), zacząłem Was bombardować muzyką, którą uważałem za najlepszą na świąteczny czas, wypełniony śnieżnymi krajobrazami za oknem, karpiem na stole i lampką czerwonego wina, wypitą przy dźwiękach, płynących z adaptera winyli. (żebym Ja tak pięknie rok temu pisał, wiem, jestem fontanną skromności). Tak naprawdę wtedy wolałem się skupiać na tandetnych obrazkach sprzed wigilijnego stołu, gdzie wszyscy życzą sobie wszystkiego dobrego. Pomijając zawartość merytoryczną ubiegłorocznych wypocin - wówczas sprezentowałem Wam fenomenalne June Julii Marcell oraz magiczne A Jolly Little Christmas from Frank Sinatra. Była to zaledwie malutka cząstka muzyki, która kojarzy mi się ze Świętami Bożego Narodzenia. Coś mnie naszło i postanowiłem stworzyć słodki jak peerelowskie landrynki post. Dzisiaj, korzystając z okazji zbliżających się Świąt wrócę do tego okresu. Będzie totalnie na spontanie, bez żadnego przygotowania. Taki będę szalony! Zatem starą, blogową tradycją - zapraszam do lektury!

#15 Cool Kids of Death - "Plan Ewakuacji" 

To było bodajże 3 (A może 2? Nie jestem pewien) lata temu. Wróciliśmy z jakieś imprezy rodzinnej dzień przed Wigilią razem z rodzicami bardzo późno. Nic w tym więc dziwnego, że najzwyczajniej w świecie chciałem się wyspać przed kolejnym długim, rodzinnym spędem. Niestety Babcia wraz z Mamą miały zdecydowanie inne plany. Wigilia zwykle odbywa się u Nas, więc oczywiście wszystko musi być dopięte na ostatni guzik, co wiąże się z przygotowaniami już od 8 rano. Tamtego dnia leciała u nich w kuchni Trójka i to właśnie ta piosenka mnie zbudziła. Wstałem, wyjrzałem przez okno, padał śnieg, a w tle właśnie Plan Ewakuacji. Wtedy zrozumiałem, że wszystko jest na swoim miejscu. Polecam również teledysk (dostępny w internecie, ale blogger odmawia posłuszeństwa w dodaniu go tutaj).




#14 Sorry Boys- Evolution (St. Teresa)

Jeszcze nie miałem okazji tego testować świątecznie i katować tym rodziny. W tym roku spróbuję. O Sorry Boys pisałem. I pisałem. I pisałem jeszcze więcej. O najnowszej płycie, zatytułowanej "Vulcano" stworzonej przez tą wybitną, polską formację też już pisałem. Ten utwór - jak dla mnie obecnie numer 1. na liście przebojów z tej płyty. Od pierwszego przesłuchania już czułem, że będzie to coś wspaniałego, słuchać tego na Święta (w tle w tym kawałku brakuje mi tylko dzwonków sań Świętego Brodacza). 


#13 The Police - "Every Little Thing She Does Is Magic"

Z tym kawałkiem jest jak ze wszystkimi utworami starego, dobrego Frania Sinatry - za każdym razem na święta katuję do bólu uszu. Pamiętam jak usłyszałem ten kawałek po raz pierwszy na jakimś karaoke. Potem wróciłem do domu i słuchając jednego z największych przebojów Stinga i spółki robiłem świąteczne porządki. Wtedy jeszcze słuchałem muzyki na Groovesharku i Youtubie i wpadłem w taką manię, że zrobiłem dla The Police nawet osobne playlisty na obu tych portalach. Pewnie dalej gdzieś je mam na moich antycznych, zakurzonych i zjedzonych przez mole kontach. Ale ten kawałek jest taki piękny i aż buchający zimowomiłosną magią, musicie tego posłuchać, żeby poczuć magię świąt. Olejcie oklepane, kotletowe "coraz bliżej święta"!


#12 Brodka- "Bez tytułu"

To był rok 2011. Zaczynałem wtedy Liceum. To był bardzo dobry rok dla polskiej muzyki rozrywkowej - między innymi właśnie wtedy Monika Brodka zmieniła się z ugrzecznionej laureatki "Idola", śpiewającej o ślubie w nieokrzesaną bojowniczkę polskiej alternatywy i wydała pod okiem Marcina Borsa swój najlepszy dotychczas album długogrający - "Grandę". A tam znalazło się miejsce na przykład dla takiej perełki jak "Bez tytułu". Tłusty, elektroniczny, główny motyw na syntezatorze i ciekawe syntetyczne wstawki, z towarzyszącą łamiącą się perkusją, zmieszane z wokalem Moniki w pyszne świąteczne, muzyczne ciasto. Zakochałem się wtedy na ulicy, słuchając tego tracku. Można powiedzieć, że była to miłość od pierwszego przesłuchania, trwająca do dziś :)


#11 Frank Sinatra- "Let it snow"

Ja wiem, wiem. Święta to u mnie Sinatra i Sinatra, ale to nie mogło się tutaj nie znaleźć. Magia. Dzisiaj już się takiej nie da stworzyć w studiu. Można tylko słuchać i słuchać. I słowa są tu niepotrzebne (zupełnie do mnie niepodobne stwierdzenie



#10 Czesław Śpiewa- "Frozen Margarita (with gin)"

Obecnie nie jestem już fanem tego Pana. To nie kwestia tego, że się sprzedał jak mówią niektórzy, ale jakoś minęliśmy się w ideałach i muzycznie. Mimo wszystko "Pop" z 2010 roku stoi u mnie na półce i jestem z tego dumny, bo jakby nie patrzeć jest to bardzo dobra płyta. A "Frozen Margarita" - osobliwa historia z alkoholem w tle z baśniową oprawą muzyczną, przypominającą mi trochę Shreka. Pamiętam jak śnieg zasypał szczecińskie ulice, a wtedy właśnie tego słuchałem. To były ładne święta dla moich dziecięcych oczu.



#9 Kasia Kowalska- "Oto Ja"

Gemini. Rok 1994. Nie było mnie jeszcze na świecie, gdy powstała ta płyta (może byłem już w planach - tego nie wiem, ale może być taka opcja). Wracając do samej piosenki. O ile "Gemini" to płyta bardzo drapieżna i nieokiełznana, o tyle "Oto Ja" to najspokojniejsza wysepka na tym morzu rockowego szaleństwa. Piękny evergreen lat '90, a te mimo że trochę tandetne, to nigdy się nie nudzą. Jest to jeden z moich "naj" jeżeli chodzi o Kasię Kowalską.



#8 Sofa- "Serpentyny i bańki mydlane"

Sofę odkryłem jakoś rok temu za sprawą zupełnie innego utworu niż wspomniany. Był to mianowicie "Hardkor i Disko", puszczony w jakimś radiu w ramach anegdoty na temat końca świata, przepowiedzianego przez Majów. Jak widać przeżyliśmy kolejną apokalipsę, a w tamtym roku z sympatii jaką wzbudziła we mnie ta ciekawa grupa, łącząca muzykę rockową z elektroniką, choinkę ubieraliśmy w domu przy "Serpentynach...". I tak jakoś będzie mi się kojarzyć ze świętami już zawsze. Polecam zapoznać się z przygodami Eryka w kosmosie!


#7 Metallica - "One"

Dlaczego akurat to? Pamiętam, że i Mama, i Babcia były w ten świąteczny poranek w pracy. Tata miał wolne i został z takim 8-letnim Patryczkiem w domu. Co postanowili zrobić? Podenerwować sąsiadów, dokładnie! A najlepszym sposobem na zirytowanie tych, którzy puszczają techno o 3 nad ranem jest puścić im muzykę na cały regulator, kiedy Ci smacznie odsypiają melanże życia. Jako iż Tata dawno, dawno temu w innej galaktyce był metalem i nosił długie kudły, to puściliśmy im cały koncercik Mettaliki. To był piękny początek świąt! Swoją drogą - wybiera się ktoś na nadchodzący koncert Jamesa Hetfielda i jego świty?



#6 The XX- "VCR"

A to już kawałek na poświąteczne wegetowanie. Najlepiej przy wspaniałych prezentach, jakim mogą być płyty - senny "Vcr" z debiutanckiej płyty jednego z najsłynniejszych angielskich zespołów indie, jest idealny właśnie na takie chwile relaksu. Wszystko jest w tej piosence leniwe, spokojne i ciasteczkowe. Takie jakie właśnie mają być święta!



#5 Bjork- "Moon"

O tym, że Bjork to wybitna artystka, wspominać już nie trzeba. Ma na koncie mnóstwo płyt, doskonale przyjętych przez fanów nie tylko w rodzimej Islandii. Z płyty "Biophilia" wydanej w 2011 roku właśnie jakoś na święta, najbardziej wgryzł mi się w głowę singlowy "Moon", do którego istnieje przepiękny teledysk. Najlepiej słucha się tego kawałka nocą (zwłaszcza taką zimową), wyczekując na przybycie Mikołaja (albo pakując prezenty, chociaż to tak naprawdę Mikołaj owija je w te piękne papiery z hipermarketu). Jest tu - jak na całym albumie - coś niesamowicie nieuchwytnego. Polecam!



#4 Myslovitz- "3 Sny o tym samym"

Mój przyjaciel się na mnie za to obrazi. Ale pozdrawiam go, ślę ściski i mówię, że to wysokie miejsce to kwestia przypadku, bo kolejność jest losowa. W czym rzecz? Przyjaciel jest przeogromnym fanem Myslovitz, ale tylko tego z Arturem Rojkiem, zaś działalność Michała Kowalonka w zespole z Mysłowic jest dla niego nie do przyjęcia. Ja wielkim fanem twórczości tej grupy nie jestem wcale. Lubię posłuchać, ale bez zachwytów, jednak uważam, że przy pierwszym singlu "nowego" Myslovitz z płyty "1.577" (wie ktoś w ogóle co ten tytuł oznacza?) naprawdę fajnie się zasypia, pod ciepłą perzyną, gdy za oknem szaleje zima.




#3 Edyta Bartosiewicz- "XXI Wiek"

To już bardziej kawałek, którego słucham już w pierwszy noworoczny dzień zaraz po Sylwestrze. Dalej jest to w każdym razie okres świąteczny i właśnie dlatego ta kompozycja ma również swoje miejsce w tej Wyliczance. O tej Pani pisałem już w tym roku również milion razy, więc nie będę się już rozdrabniać na części pierwsze. Co mogę powiedzieć o tym utworze? Przecudowne, rockowe granie z przełomu dwóch wieków. Na dodatek Edyta, śpiewająca na kilku różnych ścieżkach w końcowym refrenie, zawsze powala mnie na łopatki. Swoją drogą - ulubioną porą roku tej Pani jest właśnie zima ;)



#2 Dixie Chicks - "Landslide"

Prześliczna piosenka w wykonaniu girlsbandu, serwującego głównie akustyczne country. Poznałem niedawno, ale również mam zamiar przetestować tej zimy, bo kawałek ewidentnie tak mi się kojarzy. Nieco nostalgiczny. Zobaczymy jakie wynikną z tego wspomnienia.



#1 Muchy - "Nieprzeszkadzajmibotańczę"

Główne skojarzenia? Pewna zimowa, szczenięca miłosna przygoda dwa lata temu. Dzisiaj dalej z tą osobą utrzymuję bardzo dobre kontakty, ale tak czy inaczej jakiś sentyment do tego kawałka pozostał. Chłodne gitarowe chwyty i skoczny rytm idealnie wpasowują się w ten zimowy styczniowo-grudniowy klimat. Jeden z niewielu kawałków Much, które bardzo lubię. Nie mogę się przekonać, chociaż to co macie do przesłuchania pod spodem to czysty majstersztyk!




To już koniec! Przyznam, że naprawdę miło było sobie powspominać. Mam nadzieję, że te święta będą równie udane jak poprzednie. Zarówno muzycznie, jak i w innych aspektach (chociaż Kevina nie będzie w tv :( ) A jak jest u Was? Macie jakieś kawałki, które zachowaliście w sercu jako te świąteczne? Jeżeli tak - podzielcie się nimi w komentarzach albo pod adresem mailowym muzycznekorki@gmail.com! Zapraszam też do subskrybowania, aby być na bieżąco!
Ściskam i życzę miłego wieczoru!
Ps: Nie było nic od Hey'a! Co za niedopatrzenie z mojej strony! Chociaż tutaj będzie naprawdę świątecznie. Pod spodem dwa specjalne wykonania, piosenek bożonarodzeniowych, których bezczelny blogger również nie chce pozwolić mi wrzucić do posta - "White Christmas" z jakiegoś starego programu bożonarodzeniowego Polskiej Telewizji 2. Jakość tragiczna, ale za to jaki biały kruk! Dwie Kasie - Nosowska i Kowalska, takie młode. I to wykonanie! Łezka się w oku kręci. Oprócz tego już sama Kasia Nosowska w odcinku specjalnym Szansy na Sukces (bodajże rok 1995 - wtedy się urodziłem! :)), śpiewa kolędę "Dzisiaj w Betlejem". Rarytas o jakie ciężko w dzisiejszych czasach. Polecam posłuchać, by poczuć jeszcze bardziej magię świąt.
http://www.youtube.com/watch?v=X9YITuIwz1Q
http://www.youtube.com/watch?v=VQHZSGCAZf4

Waflekins.

piątek, 13 grudnia 2013

Wkręcił mi się prezent.

Cześć i czołem wszystkim!
Dzisiejszy post będzie napisany w 100% spontanicznie. Po prostu kierowany impulsem stwierdziłem w końcu: "Tak! Wreszcie czas, żebym coś napisał! Koniec z nieróbstwem!". Fakt, że wena ostatnio się chyba na mnie obraziła i nie odbierała telefonów przez jakiś czas. Jednak brak postów nie był wywołany jej nieobecnością. Nie będę Was oszukiwać brakiem czasu, czy niżem emocjonalnym. Tym razem to nic z tych rzeczy. Złapał mnie więc jedynie świąteczny leń. Żyję i mam się świetnie. Kilka dni temu (tak naprawdę minęły już ponad dwa tygodnie - rany jak ten czas leci) świętowałem moje osiemnaste urodziny. Dostałem wiele wspaniałych płyt, o których niewątpliwie mógłbym pisać godzinami, aczkolwiek ta jedna najmocniej chwyciła mnie za serce i dziś słuchając jej po raz milion pięćsetny, postanowiłem, że podzielę się z Wami moimi wrażeniami. 

O.N.A.- "Bzzzzz" oraz "T.R.I.P."; Made in Poland - edycja limitowana,
Sony Music Poland, 2013

Dostanie  którejkolwiek ze starszych płyt zespołu O.N.A (którego przedstawiać nikomu raczej nie trzeba), w dzisiejszych czasach graniczy z cudem. Bardzo długo z tego powodu ubolewałem razem z tysiącami innych, młodych, "zgimbusiałych" fanów, którzy byli za młodzi by iść na koncert grupy, gdy ta jeszcze działała. Na szczęście jak wybawiciel na białym koniu, pojawiła wytwórnia Sony Music, która wypuściła na rynek serię "Made in Poland". Są to płyty, których dzisiaj zdobyć już się nie da, zmieszczonych we "wspaniałomyślnej" promocji "2 w cenie 1". W ten sposób pojawiła się okazja, aby zakupić jakiekolwiek wydawnictwo O.N.A., aby móc słuchać zachrypniętego, pięknego głosu Agnieszki Chylińskiej w domowym odtwarzaczu w przyzwoitej jakości. Na nowo wydane zostały krążki "Bzzzzz" oraz "T.R.I.P.". Co mogę powiedzieć na temat wznowienia? O ile Sony Music należy się wielki szacunek za taki wspaniały pomysł oraz przystępną dla casualowego słuchacza cenę płyt, o tyle wydane zostało to w sposób obrzydliwy (no dobra, może to za mocne słownictwo, ale pozytywnie na pewno nie da się tego określić). Pomijając kwestię okładki zrobionej na typowe dla polskich wydań z serii "Najlepsze z najlepszych zespołu XYZ", "Najważniejsze nagrania pani Iksińskiej", "Polska Muzyka Rockowa z perspektywy radia X" (czyli po prostu na odczepnego, byle żeby coś było), to dwie płyty CD z tak samo niedopracowaną poligrafią, gdyby nie logo firmy wyglądającą trochę jak jakieś pirackie wydanie zrobione w piwnicy oraz "książeczka" (o ile można to nazwać książeczką) z informacją jakich wykonawców znajdziemy jeszcze w serii oraz spis kawałków na obu płytach z dodanymi ich autorami, nie prezentują godnego dla takich artystów poziomu. Brzydka formę rekompensuje na szczęście wspaniała jakość dźwięku, do którego nie można mieć jakiegokolwiek zarzutu.

Przechodząc do samych płyt - naprawdę poczułem się zaskoczony, gdyż byłem przekonany, iż stylistyką zdecydowanie bardziej podpasuje mi "Bzzzzz" jednak to "T.R.I.P." tak naprawdę mocno powalił mnie na kolana przed panią Agnieszką Chylińską i spółką i to właśnie nim będę się zajmować w dzisiejszym poście. Oryginalnie płyta pochodzi z roku 1998, który był chyba najlepszym dla polskiej muzyki lat '90. O.N.A. to tutaj zespół doświadczony w graniu, czego dowodzą wspaniałe, chwytające za serce kompozycje. Nie mamy już tutaj jedynie rockowo-funkowej łupanki (no dobra, gdzieniegdzie zdarza się), a bardzo zmysłowe, mroczne utwory. Na pierwszą myśl przychodzą mi singlowe "Najtrudniej", które jest jednym z moich ulubionych momentów na płycie oraz "Czarna myśl" i "Kwaśna przygoda", które polecam każdemu, kto uważa, że O.N.A. tworzyła jedynie "bezmyślny hewi metal". Warto oczywiście wspomnieć o Agnieszce Chylińskiej, charyzmatycznej kobiecie, która do dzisiaj potrafi wstrząsnąć światem show-biznesu i pomimo tego, iż dziś robi wiele rzeczy, z którymi się nie zgadzam dalej darzę ją wielką sympatią i szanuję jej decyzje życiowe. Jej wspaniały, pełen melancholii głos urozmaica utwory, wspaniale się z nimi komponując, a równie nostalgiczne teksty nie dość, że pasują do kompozycji jak ulał, to może się pod nimi podpisać chyba każdy z Nas. 


Jednak nie samym przeżywaniem katharsis i wewnętrznej pustki człowiek żyje. Na płycie znajdziemy również piosenki o wiele bardziej energiczne. Od razu muszę wspomnieć o utworze "Nie chcę nigdy- babcia", który koniecznie musi przesłuchać każdy z Was. Wspaniale balansuje on właśnie między estetyką zmysłowości, a buchającej jak wulkan energii. Co więcej piękny tekst o strachu przed samotnością. Mamy też agresywne, nieco elektroniczne "Nienawidzę", które istnieje również w wersji nazwanej "Mimo wszystko" z zupełnie innym tekstem, stworzonym na potrzeby filmu "Młode Wilki" (swoją drogą bardzo film polecam), pełna mocy i skoczna "Historyjka" - kwintesencja tego, co w O.N.A. najlepsze. Szybkie, mocne, rockowe kompozycje, złączone ze wspaniałymi historiami opowiedzianymi przez Chylińską. Jest też wspaniałe, jak wisienka na torcie wieńczące całość "To naprawdę już koniec", które chciałbym kiedyś jeszcze usłyszeć na żywo, bo to jeden z najpiękniejszy polskich utworów, o otaczającej nas dookoła rzeczywistości, skrzętnie zamiatanej pod wycieraczkę. 


To by było na tyle! Dawajcie znać o swoich opiniach w komentarzach i listownie na adres mailowy muzycznekorki@gmail.com. Jeżeli chcecie, abym napisał jeszcze co nieco o płycie "Bzzzzz", bo o tej również mam co pisać (i to bardzo dużo), po prostu dajcie mi znać przez jakąkolwiek z opisanych przeze mnie dróg. Pozdrawiam teraz z tego miejsca wszystkich, którzy skrupulatnie czytają moje wypociny tutaj już od roku (tych przybyłych później oczywiście też, po prostu chciałem się pochwalić tym małym jubileuszem), dzięki temu blogowi i dzięki Wam wiele się w moim życiu zmieniło i chciałbym móc uściskać Was wszystkich z osobna, gdyby to było możliwe! Mam nadzieję, że przyszły nadchodzący rok będzie równie piękny jak ten, który powoli zbliża się do swojego punktu kulminacyjnego. Właśnie - macie już jakieś plany na Sylwestra? :)
Do zobaczenia już niedługo, a ja wracam chorować dalej!
Waflekins.