sobota, 1 listopada 2014

Booooooo!



Powiem Wam, że ostatnie dni Października są moimi ulubionymi w roku. Mroczny okres Halloween i Dnia Wszystkich Świętych jest wspaniałym punktem jesieni. Wisienką na torcie całej pory spadających liści, kasztanów, kaloszy, kolorowych płaszczów. Najpierw radujemy się, wcinamy cukierki, jest zabawnie. Wszędzie radosne dynie, poprzebierane dzieci, śmiechy dobiegające zza okna, a w głośnikach jakaś przyjemna płyta. Potem przychodzi pora refleksji, idziemy odwiedzić zmarłych - jest w tym dniu jakaś jedność między dwoma światami - tym astralnym i fizycznym, które leżą tak daleko, a tak blisko siebie. Przynajmniej ja w to wierzę.
No i oczywiście to takie zwieńczenie całej jesieni. Zaraz po 1 Listopada zaczyna się cały Bożonarodzeniowy szał ciał. Za niedługo ściągnę płyty Sinatry. Wszystkie sklepy jak jeden mąż wystawiają światełka świąteczne, Coca Cola śpiewa zza ekranu telewizora swój hit, na półki sklepowe wprowadza się brzuchaty Mikołaj. Znowu w takim rozmiarze jak w zeszłym roku. Zrzucił na wakacje praktykując jogę, ale potem skubaniec pojechał na Oktoberfest, z którego właśnie przyjechał i znowu wyskoczył mu zza pasa mięsień piwny.
Co za życie...



Ale ja kocham ten okres. Kocham te święta bardziej niż własne urodziny. Kocham mrok jaki im towarzyszy, jakąś taką tajemniczość. A jako że praktycznie każda pora roku kojarzy mi się z muzyką to tak też jest i w tym wypadku. Czo takiego na początki Listopada, zapytacie zapewne? Nie będę oryginalny, ale polecę Wam z klasykiem. Moją ulubioną bajką, która bajką jest tylko w teorii. "Nightmare Before Christmas" - przepiękny musical o miłości, z moim ukochanym świętem w tle. Trup zamiast słać się gęsto, śmieje się i śpiewa, tańczy, stepuje - czego tylko dusza zapragnie. Co więcej wszystko w porytym świecie jaki stworzył dla widza Tim Burton. Obrazki to istny miód dla oczu, a muzyka jaka się w musicalu pojawia to Eden dla uszu.

Jeżeli jest gdzieś tutaj bambaryłka, która jeszcze tego arcydzieła nie oglądała to raz, dwa nadrabiać zaległość!


Mógłbym się odważyć i napisać Wam recenzję z liczącej 21 utworów ścieżki dźwiękowej, ale spytam się grzecznie po co? Co tu tak naprawdę omawiać? Magię jaka kryje się za warstwą instrumentalną? Pasję jaka bije z poszczególnych piosenek? To nie jest zwykła bajka, a po prostu sztuka, jaka rozgrywa się w naszych słuchawkach w najpiękniejszej możliwej postaci. Tego po prostu trzeba posłuchać. Wprowadza w rewelacyjny nastrój, zwłaszcza gdy za oknem roznosi się tajemnicza mgła. Czy coś się w niej przypadkiem nie czai? Nie podgląda Cię przez okno? Czy to nie jest przypadkiem Dyniowy Potwór?

Szczególnie godne polecenia - "Sally Song", "Town Meeting Song", "Making Christmas", "Jack's Lament" i znane wszystkim na przykład z coveru Marylina Mansona, który kontrowersją zajmował się jeszcze zanim to było modne - "This Is Halloween"