wtorek, 26 lutego 2013

Ogłoszenia parafialne :D

Witam was znienacka, ponownie, po baaaaardzo długiej przerwie.
Jestem naprawdę pozytywnie zaskoczony tym, że ta strona- mimo mojej nieobecności- wciąż ma wyświetlenia, trzyma się dobrze i nie jest z nią tak źle jak sądziłem. Dziękuję wam za to, że jesteście i chce wam się w ogóle wchodzić :)
Zacznę od wytłumaczenia się- bo jakby nie patrzeć wyjaśnienia się wam należą. Luty był naprawdę ciężkim miesiącem. Waliło się dosłownie wszystko, co mogło się zawalić i gdy wracałem do domu załamany myśląc, że gorzej już być nie może, życie pokazywało, że jednak nie mam racji. W pewnym momencie moja odskocznia od całego tego zamętu- jaką był ten blog, też zaczęła mnie męczyć- posty wydawały mi się bezpłciowe i niewiarygodnie słabe. Oprócz tego skupiając się na problemach, przestałem wymyślać nowe, ciekawe tematy, o których można by pisać, a kiedy już takowy znalazłem, to nie mogłem napisać tego tak, aby było to dla mnie satysfakcjonujące- jak to jest w przypadku dwóch albo trzech poprzednich postów (wolałbym o nich zapomnieć :p ). Wtedy stwierdziłem, że muszę na jakiś czas zrobić sobie przerwę od pisania czegokolwiek. Zaszyłem się z ulubioną muzyką, kompletnie odcinając od świata na pewien czas. Nie działo się to z dnia na dzień- ten proces następował u mnie bardzo długo i walczyłem z nim cały luty.
Można powiedzieć, że zebrały się nade mną ostatnio
szare chmury...
Wydarzyło się naprawdę wiele i patrząc na to z obecnej perspektywy- kiedy mogę już o tym mówić jako o czasie przeszłym- jestem zadowolony, bo nauczyłem się wielu nowych rzeczy. Wzbogacony o nowe doświadczenia nosiłem się też z zamiarem powrotu do bloga- i tak oto znowu jestem tutaj. Tym razem post będzie krótki, ale już od jutra czekają was nowości, bo będzie się działo.
Wracam pełną parą. Już jutro porozmawiam z wami o zespole Of Monsters and Men- na specjalnie zamówienie specjalnego czytelnika oraz również specjalne zamówienie- będzie Nirvana- to już w trochę późniejszym czasie. W najbliższych dniach pojawi się też fanpage bloga na serwisie facebook (no bo jeżeli nie ma fejsa, to formalnie w internecie takie coś nie istnieje :)), dostaniecie do niego link w którymś z najbliższych postów. Będzie też jeden zaaaaległy post z serii, którą jak widać olałem, a wiążę z nią duże nadzieje. Pojawi się kilka postów w kategorii "Wyliczanki" (jak widzicie przed odejściem dodałem kategorie do newsów, więc nie ma już takiego bałaganu w postach- wszystko jest łatwiej znaleźć. I będzie jeszcze więcej ;) ). Jeżeli chcecie przeczytać o swoim ulubionym zespole piszcie na maila- muzycznekorki@gmail.com. Dostałem już dwa posty o synthpopowym duecie- La Roux. Biorę pod uwagę wasze posty i o nich też szykuję posta. Pomówimy też trochę o nowinkach technicznych, nowościach ze świata muzyki i... powiem wam, że będzie ciekawie!
Stay tuned.
Na koniec piosenka, która w ostatnich dniach podtrzymywała mnie na duchu. Teraz "I can move in the right direction" :)

Waflekins.

czwartek, 7 lutego 2013

Piękny koniec Mikromusic.



Witam w już 17. poście! Dzisiaj będzie znowu trochę newsowo, ale skupię się na jednym wydarzeniu- jak kiedyś, na przykład przy poście nowym singlu Strachów. (który nota bene bije ostatnio rekordy oglądalności i ludzie już sami znajdują go w googlu).
Otóż wrocławska formacja Mikromusic szykuje dla swoich fanów kolejną płytę! Ukaże się ona już za trzy tygodnie- 26 lutego. Nosić ona będzie tytuł jakże zastanawiający. Jeszcze nie wiadomo, co zespół miał na myśli, nazywając swój piąty krążek "Piękny Koniec". W radiach gra już nowy singiel promocyjny- "Zostań Tak" z jakże wakacyjnym teledyskiem. Naprawdę żałuję, że piosenka trwa ledwie 3 minuty, bowiem jest naprawdę dobra i mam nadzieję, że w wersji albumowej będzie o wiele dłuższa. Zespół odchodzi od trip-hopowych klimatów, które prezentował na swojej poprzedniej studyjnej płycie "SOVA". Spokojne gitarowe brzmienie doskonale komponuje się z charakterystycznym wokalem Natalii Grosiak. Jak dla mnie jeden z najlepszych singli, które ukazały się w tym roku. Teraz pozostaje tylko czekać na całą płytę, którą na 100% kupuję :). Dyskografię Mikormusic jak na razie zamyka koncertowy album "W eterze"- zapis koncertu w słynnym wrocławskim klubie Eter.

Tracklista płyty Piękny Koniec:

1. Za Mało
2. Jestem super
3. Biedronki w słoikach
4. Sopot
5. Śmierć Pięknych Saren
6. Pożar
7. Takiego Chłopaka
8. Pod włos
9. Zostań tak
10. Halo
11. Adam


niedziela, 3 lutego 2013

Weekendowe newsy. Dzień wszechobecnego hejta.

Edit: Po przeczytaniu i sprawdzeniu tego wpisu mogę niewątpliwie stwierdzić, że dziś na blogu dzień wszechobecnego hejta. Czy mówiłem już jak bardzo nienawidzę formatowania na tej stronce? Dobrze, lepiej nie zaczynać...
Witam wszystkich w to chłodne i nieprzyjemnie jesienne popołudnie. Większość z was zapewne teraz (tak samo jak ja) zamula i usilnie poszukuje rozrywki w naszym kochanym internecie. Chętnie umilę wam te parę niedzielnych chwil, aby przekazać wam, co ciekawego dzieje się w świecie muzyki, a dzieje się naprawdę wiele : )
Beyonce Knowles- znana też jako "Bajonsi"
  • Hey ogłosił swojego drugiego singla, promującego płytę "Do Rycerzy, do Szlachty, doo Mieszczan" formacja wybrała utwór "Co tam?"- ścieżkę numer dwa z krążka. Jak dla mnie trafny cios, mam nadzieję, że piosenka przypadnie do gustu wszystkim- nawet tym najbardziej wybrednym spośród hejterów. 
  • Płyta "Delta Machine" grupy Depeche Mode coraz bliżej- w związku z tym do radia wkracza piosenka Heaven, mająca zwiastować najnowszą płytę. Jest zupełnie inaczej niż na płytach Depeszów. Czyżby formacja planowała zwrot w inną stylistykę? Osobiście- mam mieszane uczucia, co do piosenki. Chyba muszę się jeszcze z tym oswoić. Tymczasem wracam do Personal Jesus i Enjoy the silence.
  • Beyonce po swojej "wpadce" z zaśpiewanym na inauguracji Prezydenta Barracka Obamy hymnem USA, na specjalnej konferencji prasowej, artystka przyznała się do błędu. Szczerze? Dziewczyna miała rację- skoro orkiestra grała bez przygotowania, warunki pogodowe były równe tym naszym dzisiejszym, a na dodatek występ emitowany był na cały kraj- to nie dziwne, że chciała, by wszystko wypadło fajnie. Swoich rozgoryczonych fanów zapewniła, że na mającym odbyć się dzisiaj finałowym meczu futbolu amerykańskiego, hymn zaśpiewa już całkowicie sama. Dodatkowo na konferencji również wykonała go w wersji a'capella, by pokazać na co ją stać ;)
  • Zbulwersowana jest cała polska rockowa gimbaza. Justin Bieber ma wystąpić w Polsce! Będzie to pierwszy jego gig w naszym kraju, a nastroje już od kilku dni są napięte niczym przed Euro 2012. Czy naprawdę warto wypruwać sobie żyły z takiego powodu i zakładać takie fanpejdże jak te? Do dzieciarni tego świata- hejtując jakiegoś popowego wykonawcę wcale nie jesteście lepsi. Co do samego koncertu- odbyć ma się na łódzkiej Atlas Arenie 25 Marca. Piosenkarz promuje swój najnowszy krążek Believe.
  • Moje uszy doznały szoku- i to niezbyt pozytywnego. Równie dobrze mogłyby się zatkać i pozostać w głuchocie na wieki. Wszystko poprzez żyjących muzyków Nirvany oraz Paula McCartneya (znanego oczywiście jako jeden z najlepszych Beatlesów)- wpadli oni na to, aby wznowić działalność grupy. Na razie bez nazwy, ale nagrali już pierwszy studyjny singiel, który wykonali pierwszy raz na koncercie dla ofiar Huraganu Catrina. Cut me some slack- to bez urazy- wyjątkowo słaby utwór, wybitnych muzyków, kojarzący się jedynie z kryzysem wieku średniego. Stać was na więcej, chłopaki, zatem może zamiast tego zajmijcie się innymi projektami? 

piątek, 1 lutego 2013

Hey stawia pytania.

Uwaga! Obiektywizm tego materiału jest równy 0!!! :)

Jedno z wielu zdjęć do sesji, promującej płytę ?.

Dzisiaj będzie o zespole dla mnie bardzo ważnym- nie ma bowiem dnia, kiedy nie katuję ich przynajmniej jednej całej płyty. Dziś zrecenzuję ich album, bo gdybym zrobił o nich artykuł z serii Przyjrzyjmy się to chyba rozpisałbym się na 100 stron małym druczkiem :P
Zatem płytą, którą postaram się wam przybliżyć jest ? z roku 1995. Hey tylko raz porwał się na akcję kontynuowania płyty, czego dowodem jest właśnie ten krążek. To próba dokończenia tego, co zespół rozpoczął na Heledore. Zupełna zmiana charakteru zespołu. Fakt, jest to wciąż mocny zespół z wydzierającą się na wszystkie strony, o tym jak to jest jej źle młodą Kasią Nosowską. Jest to jeszcze Hey, który nie podpadł w konflikt z własną wytwórnią, próbującą wydoić zespół, nic mu nie dając. Jest to Hey, który nie cierpi na kryzys, spowodowany zachowaniem ówczesnego lidera- Piotra Banacha. Jest to Hey, który wciąż żyje obietnicą kariery w USA (czego dowodem jest pełna, anglojęzyczna wersja płyty). Aczkolwiek jest to zespół o wiele dojrzalszy niż na poprzednich płytach. Zatem zaczynajmy :)

Czysta biel.
Wraz z płytą otrzymujemy prześliczną książeczkę, która obok bootlegu z Heledore jest chyba najpiękniejszym z "Chejowej" dyskografii. Oglądając płytę już rzuca nam się inna stylistyka okładki niż na poprzednich płytach. Ciekawe ułożenie chłopaków z Hey'a w jednego, super-przystojnego dżentelmena, na którego Kasia ogląda się nieśmiało. Jest biało- wszystko wydaje się wręcz wyprane z uczuć- nic bardziej mylnego, bowiem płyta ? jest jednym z największych przeżyć emocjonalnych, jakie serwuje nam "stary Hey". Krążek otwiera Wczesna Jesień (która- co zabawne- w angielskiej wersji nazywa się już Early Winter- czyli "Wczesna Zima"), oparta na miażdżących riffach gitarowych i doskonałym tekście, w którym Nosowska przywołuje odległe chwile beztroskiego życia. Piosenka wprowadza w jesienny, nostalgiczny klimat krążka. Kolejna- Dorosłość jak początek umierania- sprezentowane w jednym z wcześniejszych

postów to dobitna manifestacja tego, że wszyscy się starzejemy, okraszona chrypiącym głosem Kasi, który w refrenie zmienia się w delikatnie wyśpiewane słowa: "Dyskretnej troski trzeba mi". Naprawdę, jeden z najlepszych kawałków na płycie (a takich tu naprawdę wiele). Następnie dostajemy Prawdę- dosyć spokojną piosenkę, o niewłaściwym zachowaniu w mediach, potężny cios wymierzony specjalnie w ówczesny menagment grupy. Z bardzo zasmucającym refrenem "To moja wina/Winna jestem ja/ Sprzedałam siebie/ Winna jestem Ja." Do utworu powstał psychodeliczny teledysk.


Dum Dum.

Utworem numer 4 jest cover zespołu, z którego Hey się wywodzi. Dum Dum powstało w Szczecinie i działał w nim prawie cały skład zespołu, do momentu w którym Piotr Banach (ex. lider Hey'a) postanowił stworzyć coś nowego. W czasie gdy zapanowała heyomania w naszym kraju, Dum Dum usunął się w cień i nie był już formacją chętnie towarzyszącą słynnej, komercyjnej braci w czasie koncertów. Covery tego funk-metalowego zespołu znalazły się na ? zapewne jako hołd starym czasom. Na krążku dostajemy trzy takie
Młodzi, zbuntowani :)
 piosenki I don't know, Fire of my soul (ścieżka 11) oraz Just another day (14). O ile ta druga jeszcze jako tako wkomponowuje się w całość i brzmi nawet fajnie, o tyle dwóch pozostałych jakoś nie darzę szczególną sympatią. Mogłoby ich spokojnie nie być na płycie, a i tak nikt- przynajmniej ja- by się nie pogniewał. Jak dla mnie najsłabszy element płyty.


Powrót do korzeni.

W kolejnych piosenkach dostajemy prawie cały set z Heledore- poza angielską wersją Listu oraz Z jednej krwi- jest grunge'owy Anioł- który jako ciekawostka- ktoś kiedyś zinterpretował jako piosenkę o narkomanii. Rzekomy narkoman, podmiot utworu, brał substancję nazwaną "Jedyny podmiot zdarzeń". Anioł brzmi jeszcze jak Hey z czasów największej popularności. Dostajemy również psychodeliczną Kroplę- z przerażającymi piskami, zgrzytaniem oraz surowymi gitarami. Tekst oparty o pewną książkę, ale dziś nie pamiętam już jej tytułu i znaleźć tego też nie daję rady. Następnie mamy r.e.r.e- nie wiadomo skąd pochodzi jakże dziwna nazwa. Dostajemy kolejną emocjonalną bombę, w której Kasia- przynajmniej według mnie- śpiewa do swojego nienarodzonego jeszcze syna. Trzeba tego przesłuchać i nie ma innej opcji. Majstersztyk wśród Hey'owych ballad.

Potem Heledore'owy set trwa w najlepsze. Rockowe Musli- napisany z jakże odmiennym charakterem- gdy wokalistka jeszcze kilkanaście minut temu śpiewała, że wszystko jest złe, że jest niczym i inne tego typu "pozytywne historie", tak teraz wyśpiewuje, a nawet można by rzec- wykrzykuje, iż nie wolno się poddawać, tylko zmieniać własną przyszłość. As raindrops fell- otwierające poprzednią płytę oraz List, jeden z większych przebojów formacji z wpadającym w ucho refrenem. Ballada do dziś jest czasem grana na koncertach, jednak ze starych hiciorów zwykle zastępują ją Teksański i Moja i Twoja Nadzieja. To jest właśnie ogromny plus płyty- za cholerę nie jest to krążek zrobiony pod masową publikę. Nie znajdziemy tu już wiele piosenek do radia, wszystkie są o wiele dojrzalsze i ponad "medialny szum". Niestety Hey wymierzył też sobie po części sam sobie cios, gdyż do późniejszej promocji za granicą użyją najmniej komercyjnej płyty, jaką wówczas posiadali. Omawiany set zamyka Heledore Babe- świetna anglojęzyczna pieśń, która promowała poprzedni album. Osobiście bardzo ją lubię i często do niej wracam. Spokojne partie gitarowe, niespokojny zaśpiew w refrenie. Kwintesencja Hey'a.


 Spokojny nastrój zostaje zachwiany, gdy jak burza w odtwarzacz wpada kolejny utwór. Tym razem już nie z poprzedniej EP-ki. Punkowa wręcz sieczka zatytułowana je-łe, piosenka o pokonywaniu demonów i własnych słabości. Muzycznie jest mega agresywnie- jeżeli ktoś chce sobie na przykład dać ostry wycisk przy ćwiczeniach- to właśnie piosenka dla takiego delikwenta. Płytę zamyka utwór numer 15, uspokaja nas i wprowadza w spokojny nastrój. Gdy mnie sen zmorzy to nostalgiczne wyznanie, jakie podtrzymuje Nosowska przy Ho!- nie chce popularności, nie chce już śpiewać. Wówczas pewnie można było sobie po takim zakończeniu stawiać pytania- czy nagrają kiedyś coś jeszcze? Jakie będzie kolejne dzieło Hey'a? Czy to, o czym ona śpiewa to naprawdę? Płyta pozostawia nas w rozdwojonych uczuciach- z jednej strony to aż piętnaście piosenek- z czego większość to starsze wykonania we "wznowieniu z nową okładką i dostępne również na kasecie", z drugiej- czego można spodziewać się po takim natężeniu emocji? Chce się więcej i więcej...