piątek, 12 grudnia 2014

Sprzedaż lamusa

Oto znowu wraz z weekendem pojawiam się ja! Bardzo mi miło, że jak tylko pomyślicie o nowym poście na Korkach, to wszyscy skaczecie z radości aż po samą stratosferę. No cóż - pomarzyć zawsze można. Dzisiaj będzie dosyć specyficznie. Dlaczego?
Bo dzisiaj będzie recenzja! Darujcie sobie te ironiczne podśmiewiska i dajcie mi dokończyć! Będzie recenzja bardzo dziwacznej płyty, można by rzec lekko porypanej, zamkniętej w swoim własnym hermetycznym świecie - to primo. Po drugie - płyta na tak długo wyczekiwany piąteczek jest najdłuższą płytą jaką przyszło mi tutaj zrecenzować. Jest tu bowiem 26 sympatycznych kawałków. Pewnie w tej chwili ironiczny głosik w Waszej głowie przeklina właśnie monstrualną długość tego posta. Nic bardziej mylnego! Nie jestem noł lajfem, nie mam całego dnia. Postaram się Wam ją przedstawić najklarowniej jak się da. Bez zbędnego rozpisywania się.
Po trzecie moi drodzy - dziś będzie hip hop.
Wszystkie anty rapsy, mogą jednak spać spokojnie - to taki hip hop, ale nie hip hop. Przeznaczony jest dla każdego odbiorcy, szczególnie dla smutnych i nudnych lamusów.
Zapraszam do lektury!

Afro Kolektyw - "Płyta Pilśniowa", T1-Teraz, 2001

Zapewne zastanawiacie się dlaczego zachowuję się jak skończony diabeł i obrażam tak domniemanych odbiorców płyty, wyzywając ich od lamusów. 
Bez dramatyzmów. Nie ma w tym ani grama obelgi. Gdy przesłucha się płytę i wyciągnie wnioski. Oto mamy krążek, którego głównymi bohaterami stają się życiowe fajtłapy i kozły ofiarne, które mimo wszystko są bardzo fajne (jak nie najfajniejsze). Żyjący w świecie zdominowanym przez tych silniejszych, zawsze gdzieś na uboczu, nikt nie zwraca na nich uwagi. No i o czym może marzyć taki lamusowate chłopisko zbliżające się do 20 roku życia, a nie mający absolutnie nic, co stanowiłoby o "statusie społecznym"? Tego samego, co wszyscy Ci, którzy go nie zauważają- reprodukcji, pieniędzy, sławy, chwały i jeszcze raz reprodukcji. Więc myśli ten młody onanista tylko o tym jak się można sprzedać w chorym, niezrozumiałym towarzystwie. 

I na tym właśnie opiera się sens tekstów na "Płycie Pilśniowej" - lamusy się sprzedają. Z różnym skutkiem. Wszystko opanierowane w smakowitą ironię i groteskę wymieszaną z kolokwialnymi i wyszukanie wulgarnymi treściami. Trochę prawdy, dużo robienia sobie jaj. Dlatego właśnie sztandarowym singlem jest "Czytaj z ruchu moich ust" - jeśli wciągnie Cię ten kawałek - wciągniesz się w cały pilśniowy świat debiutu Afro Kolektywu.




Za sprawą genialnych tekstów płyta z automatu wylądowała u mnie na podium w kategorii najśmieszniejszy album. Historie tutaj zawarte mądrze traktują o debiliźmie pierwszego pokolenia szalonego XXI wieku, a przy czym wyśmiewają wszystko jak najlepszy komik. Na poszczególnych momentach idzie się nabawić chronicznego bólu brzucha, wywołanego salwami śmiechu. Po części to smutny śmiech bo mimo tego, że to wszystko ujęte w krzywym zwierciadle, to jednak jest w tych wersach dużo prawdy. Żyjemy w rzeczywistości ciągłej sprzedaży i tylko ona się liczy - 
powiedziałby jeden Pan Artur Rojek, który potrafi absolutnie wszystko sprzedać swoim słuchaczom. Pomimo tego depresyjnego przekazu "Seksualna Czekolada""Karl Malone", otwierający "Bełgot obowiązuje w tej chwili" czy też "Impreza jest" nawet po długim katowaniu w odtwarzaczu, wciąż wywołują uśmiech na twarzy. 

Ciekawą częścią płyty jest jej zakończenie. Zwieńczona bowiem 9 elementową 
"Kopalnią Niespodzianek", gdzie absurdalność osiąga swoje apogeum, a jej granice
są już totalnie nieobliczalne. Jakby podzielić nieskończoność przez zero.

Mówiłem na samym początku, że płyta to taki hip hop nie hip hop. Prawda to, bo "Płyta Pilśniowa" to pomieszanie funku, jazzowych dęciaków, i właśnie wspominanego hip hopu. Nie wiem dlaczego akurat on stał się głównym wyznacznikiem gatunku dla tego krążka. Wprawdzie podkłady na debiucie Afro Kolektywu nie są szczytami wyżyn kompozytorskich, ale do tak przyjemnie porypanych tekstów taka muzyczna formuła sprawdza się doskonale. Dzięki temu całość wydaje się spójna, choć momentami i monotonnie - mam awersję na przykład do takiego "Dopsz Bujam", które mimo ciekawego tekstu, przebrnęło przez moje ucho ledwie kilka razy. Mimo wszystko małe mankamenty są pojedynczymi potknięciami i nie są to potknięcia porównywalne do takiego pijanego Pana Wieśka, co żebrze pod sklepem o pisiont groszy na winko i piwko. W każdym bądź razie - jeśli czujecie się takim życiowym łosiem i czujecie się jako opisywany tutaj podmiot liryczny, to bardzo mocno polecam Wam ten debiut. Jeśli jesteście drugą stroną barykady, czyli tymi "fajnymi białasami" - też Was zachęcam do odsłuchania, ale nie wykrzykujcie potem ze swoich ślicznych mordek strumienia bełkotu w stylu "sprzedali się, Afro cośtam shit" - bo kto Afro Kolektywu nie zna, musi wiedzieć, że Panowie tworzą dzisiaj już zupełnie inną muzykę. Trochę bardziej popową, ale wciąż w MTV (o ile zaczną tam grać muzykę - czyli gdzieś około bardzo późnej nocy) raczej nie zagoszczą. Raczej bliżej im do Radiowej Trójki.
Trzymajcie się i do następnego!
Żadnych streamów niestety nie ma, bo "Płyta Pilśniowa" jest już tak stara, że wujcio Deezer i ciocia Spotifajka już jej nie znają. Musicie sobie sami wszystko misiaczki obczaić na Youtube, ale wierzę w Wasze możliwości.
Buźka!

A tutaj otwierający "Bełgot obowiązuje w tej chwili".





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz