sobota, 24 stycznia 2015

Uciekając przed światem

Bardzo szybko wpadłem w wir studenckiego życia, chociaż na studiach jestem zaledwie kilka miesięcy. Dużo spotkań z pozytywnymi ludźmi, liczne wszelkiej maści spotkania (niekoniecznie kulturalne i abstynenckie), a potem baaaaaardzo dużo nauki. Do systemu edukacji na studiach jako takiej już raczej nie przywyknę, bo wykłady są dla mnie w najczystszej postaci nieporozumieniem. Nie potrafię usiedzieć w miejscu i słuchać opowieści dziwnej treści przez półtorej godziny. Wolę pracować nad czymś samemu, wyciągać wnioski, Ćwiczenia i laboratoria są dla mnie zdecydowanie bardziej przyjemne. Ale nieważne jest tu moje podejście do edukacji - przez to zamieszanie ze studiami związane, blog nieco ucierpiał, bo nie mam nawet kiedy usiąść i czegoś napisać. Pojawiło się w moim życiu od groma nowej muzyki, z którą bardzo ale to bardzo pragnę się z Wami podzielić. Dzisiaj to postanowienie w pewnym stopniu zrealizuję.
Zapraszam do lektury!


Claude Speed - "My Skeleton"
Wytwórnia - LuckyMe Records,
Rok wydania - 2014,
Gatunek - Elektronika, instrumentalna,
Czas trwania - 46 minut/11 utworów,
Najbardziej zapadły mi w pamięci: "Tiger Woods", "Field", "An Imperial Message", "Hold On"







Jest to płyta całkiem świeża, bo pochodzi z Lipca ubiegłego roku. Mało kto o niej słyszał a szkoda - sam wpadłem na nią totalnym przypadkiem. Znalazłem ją w którymś z zestawień najlepszych płyt elektronicznych 2014. Pamiętam, że do przesłuchania tej płyty zachęciły mnie intrygująca okładka, która na pewno się wyróżnia. Zwykle artyści umieszczają z przodu płyty swoją uradowaną mordeczkę, uśmiechniętą, w zadumie, z dziobkiem, przerobioną w surrealistyczny sposób, czasem z fikuśną fryzurą. Inni wstawiają sobie różne dziwne rysuneczki, malowidła - często bardzo ładne. A w tej zarośniętej łapie z okładki wyczuwam jakąś tajemnicę. Możliwe, że działa tak sam zegarek - jakaś alegoria czasu, który przelewa nam się przez ręce i nijak go idzie zatrzymać.


Claude Speed - "Tiger Woods"

Oprócz okładki zaciekawiła mnie też sama historia powstania tego albumu. Podziwiam ludzi, którzy potrafią rzucić wszystko, co robią i zacząć budować swój własny świat z dźwięków. Otóż Claude Speeed (koniecznie przez trzy e, bo jak napiszecie w googlach przez dwa, to otrzymacie w wyniku jakiegoś bohatera serii gier komputerowych GTA) zanim zajął się na dobre muzyką, pracował w kancelarii, w wolnych chwilach przygrywał sobie w zespołach rockowych. Przyjemna i bezpieczna posada w korporacji nie była jednak szczytem jego marzeń. Rzucił pracę i wyruszył w samotną podróż po Azji, gdzie tworzył swoją pierwszą debiutancką płytę. Komponował ją wszędzie, gdzie się tylko da - na ulicach, na korytarzach przypadkowych hoteli, w egzotycznym terenie. Strasznie go przez to podziwiam. Tak sobie myślę, że piosenki, które stworzył przesiąknęły jego podróżą i wszystkimi miejscami, w których był.

"My Skeleton" mimo tego, iż skomponowana w egzotycznym dla Europy otoczeniu Indii, Singapuru i Kambodży, bardzo stroni od wszelkiej maści orientalizmów. Fakt - niektóre partie a szczególnie "Tiger Woods" bardzo się z tamtymi kulturami kojarzą. Są w poszczególnych miejscach przemycone ćwierkanie polnych ptaków, rozmowy ludzi etc. Słuchając tego krążka ma się jednak uczucie, że właśnie znajdujemy się w całkowicie innym świecie od naszego, gdzie słońce zawsze świeci, gdzie palmy, szerokie pola, małe portowe miasteczka i piraci. Jest uczucie podróży zupełnie takie, jakbyśmy właśnie byli prowadzeni przez twórcę za rękę. On gdzieś nas non stop ciągnie, opowiada niestworzone historie i wskazuje ręką na to, co najbardziej przenikające. Może to właśnie jest katharsis, o którym tyle słuchałem na polskim w liceum? 

Claude Speed - "Prove You Exist"

Napisałem, że jest to płyta elektroniczna i instrumentalna. Nie do końca tak jest. Elektronika miesza się tutaj z gitarami i naturalnymi, nagranymi z mikrofonu, podłączonego do laptopa dźwiękami, które potem zostały przetworzone. Jest to zdecydowanie inna elektronika niż ta, którą proponują np. największe festiwale. Tamta elektronika jest bardziej zbliżona do popu i mainstreamu, ta dąży w kierunku... kosmosu i tajemnicy ukrytej gdzieś głęboko za zapisem z nut. Ciężko jest to, co słychać na "My Skeleton" opisać. Musicie sami tego doświadczyć, najlepiej słuchając muzyki.

Nie jest też do końca instrumentalna, gdyż w jedenastu piosenkach czasem potrafią pojawić się sporadycznie jakieś odległe głosy, zaś utwór wieńczący cały debiut Speeed'a - 
nostalgiczny "Hold On" nagrany został z wokalistką, która ukrywa się pod pseudem LW. Chciałbym coś o niej więcej napisać, ale w internecie nie znalazłem ani jednego śladu. Trop się urywa. Może jeszcze gdzieś w Indiach?

Słyszałem opinie, że jest to płyta o podróży jako takiej. Inni powiadają, że jest o szukaniu samego siebie, jeszcze inni twierdzą, iż to reportaż z Azji w formie muzyki. Jeszcze niektórzy powiedzą, że "My Skeleton" to wyraz godnej epoki romantyzmu ucieczki oraz punkowego buntu przeciwko korpoświatu. Ile głosów tyle opinii. Ja też mam swoją interpretację dla tych piosenek. Wam polecam przesłuchać, bo jest to płyta zupełnie inna od wszystkich zeszłorocznych.
I nie przesłuchujcie tylko pojedynczych piosenek. Wyłącznie w całości ta płyta ma ten donośny sens.

Do zobaczenia wkrótce!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz