poniedziałek, 2 września 2013

Najurokliwsza para internetów.

Witam wszystkich was zgromadzonych, ciepło całuję rączki (niektóre już pewnie przyodziane w stylowe rękawiczki przygotowane już na jesień), kłaniam się i zapraszam do obiecanego dzisiaj posta, którym wkroczymy w jesień. Może komuś ciepłej herbatki? A może jakąś dobrą płytę na szarokolorowe jesienne dni? Przygotowałem dzisiaj dla was to wszystko- nic tylko przykryć się ciepłym pledowym kocem, rozsiąść się wygodnie i zapoznać się z tym, co dzisiaj przygotowałem dla was, najlepszych czytelników jakich tylko mogłem sobie wymarzyć! Dobrze- cukru do posłodzenia herbaty też już macie teraz pod dostatkiem, energicznie mieszamy i wracamy do tematu dzisiejszej opowieści. Bo tym jest niewątpliwie ta płyta.

Bohaterowie dzisiejszego posta już padają
u Waszych stóp.
Na pewno każdy z was zna te słynne na portalu Youtube piosenki- zwykle domowej roboty- gdzie każdy instrument, na którym gra artysta jest pokazany na filmiku, a wszystko zgrywając się w ładny kolaż, tworzy "oryginalny" obrazek do piosenki? Coś takiego proponuje na przykład nasz polski CeZik, ale czy ktoś kiedyś z was zadawał sobie pytanie "Ale kto to tak naprawdę stworzył"? Wyprowadzę teraz wiele osób z błędu, ale nie- na pewno nie był to wspomniany wcześniej nasz rodzimy gwiazdor portalu. Pobawimy się teraz w lekcję historii. Otóż pięknego, ciepłego lata w 2008 roku (a było to stosunkowo niedawno) gdzieś w Ameryce, pewien obiecujący multiinstrumentalista- Jack Comte postanowił zaprosić swoją dziewczynę, Nataly Dawn, pogrywającą trochę na gitarze basowej, aby coś wspólnie stworzyć. W ten sposób nagrywali kolejne utwory na Youtube, stając się pionierami tak zwanych "videosongów". Jako Pomplamoose (z francuskiego "grapefruit") zdobywszy dostatecznie dużo fanów, postanowili uwiecznić swoje dokonania na niesamowitym krążku, który nazwali Tribute to famous people. I to o nim dzisiaj będziemy mówić. Zapraszam na lekcję :)


Pomplamoose- Tribute to famous people, 2010, ShadowTree Music

Potęga coverów.
Wprawdzie nie jest to pierwszy album duetu (pierwszym była składanka nazwana po prostu Video Songs z własnymi kompozycjami), jednak dopiero tutaj czuć tą pozytywną magię jaką roztacza wokół siebie Pomplamoose. Na tej płycie znajdują się- jak nazwa wskazuje- hity największych artystów światowych scen muzycznych jednak przerobione na klimaty, które dominują na debiucie owocowego duo- taka mieszanka wybuchowa jest naprawdę ładna, wpadająca w ucho i pozwalająca potupać do niej nóżką, a jednocześnie czuć w tym już jakąś pełną emocji jesienną nostalgię. Pod opiekę biorą naprawdę ogromny rozstrzał gatunkowy, bo pojawia się i Lady GaGa, i Aerosmith, aby wcześniej raczyć nas francuską balladą Edith Piaff. Każdy znajdzie tu coś dla siebie, obiecuję :)

Akustyczna jesień
Całość rozpoczyna się nietypowo, albowiem coverem piosenki My favourite things. Zwykły Polak zapyta się "a co w tym dziwnego?". Jest to otóż bożonarodzeniowy hit jeszcze z lat '50 ubiegłego wieku przy
Takie tam w duecie- już kadr z videosongu nie do piosenki z
tej płyty :)
akompaniamencie samej jeszcze gitary. Zaraz potem uwodzi prześliczny francuskojęzyczny La vie en rose, tym razem interpretacji prześlicznego utworu Edith Piaff. I chociaż Nataly Dawn przepięknie śpiewa w języku mieszkańców Paryża, to potrafi pokazać, iż doskonale radzi sobie w swoim ojczystym języku. Wersja hitu Beyonce All single ladies by Pomplamoose jest o wiele bardziej przebojowa od oryginału. I tutaj właśnie pojawia się już typowe już dla płyty instrumentarium. Jest bardzo akustycznie i bardzo symfonicznie- w ruch idą chyba wszystkie możliwe instrumenty jakie przeciętny Anglik potrafi zgromadzić w domu. Ale o ile Comte jest zwyczajnym Anglikiem, o tyle muzykiem jest wybitnym i słychać to w jego aranżacjach m.in. September piosenki Earth, Wind and Fire, I don't wanna miss a thing- armagedonowej petardy Aerosmith, czy też Telephone Lady GaGi (o wiele lepsze od oryginału- gorąco polecam przesłuchać), zamykające cały krążek. 

All Signle Ladies- to dzięki tej piosence zacząłem słuchać
Pomplamoose :)


Trochę nostalgicznie.
I mimo tego, że w wielu miejscach potrafi być przebojowo i z powerem, o tyle w niektórych momentach wraca delikatny, powabny nastrój z poprzedniej płyty. Jest to przede wszystkim chyba najurokliwsza perełka całego dokonania- Maki'n out- cover ballady Marka Owena, która jest niczym innym jak zwykłym wyznaniem miłości. Gitara basowa prześlicznie komponuje się z delikatnym głosem grającej na niej Nataly, a gitara akustyczna Jacka tylko wtórując gdzieś w tle, dodaje temu jeszcze więcej uroku. Dostajemy oprócz tego musicalowe, znane z wielu filmów Mister Sandman z repertuaru Chordettes- wokalistka atakująca znienacka swoim głosem na kilku różnych ścieżkach, wprowadza słuchacza w ciekawość, by przejść do rozczulającego refrenu. 

Maki'n out na żywo. Ciary na plecach.

Wielkie ładunki emocji, które się tu pojawiają powalają na kolana i nie pozwala już wstać. Dodatkowo niezwykle urokliwa symfonia dźwięków, płynących z płyty pozwala poczuć się o wiele, wiele lepiej, śpiewając razem z duetem- jak dla mnie najsłodszą parą internetu (sorry, słodkie kotki z facebooka- jest coś bardziej uroczego od was). Jest to bardzo, bardzo przyjemna płyta na jesień, na której każdy znajdzie coś dla siebie i mimo, że jest kilka słabszych momentów, to lepsza większość zdecydowanie broni całość. Podsumowując Tribute to famous people dostanie ode mnie 9/10.


Dziękuję wam za przeczytanie kolejnego posta i za to, że jesteście tu ze mną. Jeżeli chcecie się podzielić jakimiś spostrzeżeniami, piszcie na muzycznekorki@gmail.com o wszystkim, co tylko przyjdzie do głowy, subskrybujcie i wypatrujcie w internecie, bo będzie się działo! A tymczasem kończę herbatkę i życzę kolorowych snów! :)

Waflekins.









Brak komentarzy:

Prześlij komentarz