czwartek, 17 lipca 2014

Wyliczanka #6 "Drzwiowa muzyka"

Dziś będziemy wyliczać na paluszkach piosenki pewnego ważnego dla muzyki zespołu. Są takie bandy bez których muzyka - nawet ta najprostsza, najbardziej pierwotna, docierająca do każdego ucha - nie byłaby tą samą muzyką. Jedną z takich grup są The Doors. Fabryka hitów w stylu introwertycznego psychodelicznego rocka. Bo kto nie znałby chociaż jednej z ich piosenek - "Riders of the storm", "Break on trough (to the other side)", czy "Hello, I love you"? Zwykle zespoły tego kroju cierpią na dosyć smutną przypadłość - bezkształtna masa ludków zna bardzo dobrze tylko te katowane przez radia i przeceniane bez przerwy płyty z serii "The Best Of", kiedy każda taka grupa ma na swoich płytach takie kompozycje, że kolana się uginają. The Drzwi - jak i cały ten dzieciokwiatowoodstockowy rock są bardzo fajne na lato. Dlaczego? Trochę jest w tym ironii. Otóż mimo ciągłego wypierania się epoki, w której żyło pokolenie hippie skipie, to ich utworki są przesiąknięte tamtymi czasami jak gąbka wodą w czasie poobiedniego zmywania. To muzyka parnych, śmierdzących potem małych moteli, oldschoolowych samochodów mknących pośród polnych drug i całego tego westernowego stuffu. Przyznajcie, że takie lato ze starych amerykańskich filmów zawsze Was urzekało! Nie? No to zachwyci na pewno muzyka tamtych lat.
Zapraszam do lektury!

Break on trough (To the other side)

Przebój tylko gwoli wstępu do całości. Znienawidziłbym siebie gdybym tego tutaj nie wstawił. Zanim mnie zbesztacie - wiem, wiem, wiem, że miało być bez kotletowych hiciorów, ale zbyt mocno kocham tę piosenkę, żeby nią tutaj nie zarzucić. Mówi się trudno. Cóż - zawsze jest szansa istnienia jakiegoś specjalnego przypadku, który nie zna jednego z największych przebojów Jima i spółki. Teraz może nadrobić zaległości. Dużo nie trzeba mówić, wystarczy się wsłuchać. I przy okazji nastrajać się na kolejne punkty wyliczanki.
Przyciemnione pomieszczenie, śpiewający Jimmy Morrison -
kiedyś to robili kreatywne teledyski, nie ma co.



People are strange

Absolutnie kocham ten leniwy riff, który rozpoczyna wspomniany utwór i przewija się w czasie jego trwania jeszcze kilka razy. Bardzo introwertyczny i mroczny tekst ma w sobie pewną przyciągającą magię. Zaczyna się bardzo mozolnie, wciągając słuchacza do ledwo dwuminutowej historyjki o tym jak to jest w życiu z perspektywy osoby innej.


Summer's almost gone

Ogółem mówiąc płyta "Waiting for the sun" z roku 1968 (ale wintydż, prawda? I pomyśleć, że dla hipsterów The Doors są zbyt mainstreamowi) jest według mnie obok "Morrison Hotel" ich najlepszym wydawnictwem. Tutaj piosenka już samym tytułem wskazuje, że raczej na okres późnych sierpniowowrześniowych burz , a nie na lipiec w pełnym jego rozkwicie, aczkolwiek i tak można przesłuchać. Tym razem pierwsze skrzypce gra nie gitara, a spokojne, nastrojowe instrumenty klawiszowe. Kompozycja uwiodła mnie już samym tytułem. Tekst o tym, że Jimmy zgubił gdzieś ukochane lato, przyszła smutna, szara jesień, więc podmiot zastanawia się, gdzie letnia pora uciekła jak on nie patrzył? Tak naprawdę to prosty, ujmujący za serce kawałek o miłości, jakich w dyskografii The Doors dużo. Ten jest jednak jednym z najlepszych w moim zestawieniu.
Ostrzegam - te hipnotyczne klawisze wrzynają się w głowę!



Love Street

I może "Summer's Almost Gone" jest w ów wyliczance wspomniane jako "jedna z najlepszych romantycznych pościelówek" jednak na "Waiting for the sun" znajduje się jeszcze jedna - ta jedyna i najpiękniejsza dla mojego serca piosenka. Otóż dwa kawałki przed pierwszym ze wspominanych utworów stoi "Love Street". Cała piosenka ma w sobie tajemniczy magnetyzm, który niesamowicie mnie przyciąga. Być może tkwi to w ostro poschizowanym tekście albo w przyśpiewce Jimiego pod koniec utworu, a może w tej zaczarowanej gitarze, która brzmi w tym utworze iście dekadencko i wpasowuje się w całość kompozycji jak jeden z puzzli w wielkiej układance. Na ten moment mój ulubiony utwór grupy The Doors.


Alabama Song (Whisky Bar)

Dobra - ile można pitolić o miłości? Teraz będzie z piosenka o alkoholizowaniu się, bo czasem "reset" jest po prostu niezbędny. Skoczna całość ma tylko jeden wydźwięk - "pokaż mi gdzie jest najbliższy bar i nie zadawaj żadnych pytań". Z pozoru jest bardzo radośnie i wesoło jednak w każdej piosence tej grupy panuje pewna zasada. Nieważne jak fajnie by nie było, zawsze gdzieś za rogiem na drodze do knajpy może czaić się niebezpieczeństwo - tajemnica której nigdy nie słychać, ale wiadomo, że gdzieś tam się chowa. Być może gdzieś między tymi zaczarowanymi mostkami, oddzielającymi zwrotki.





Indian Summer

Ten utwór poznałem na długo zanim odkryłem płytę "Morrison Hotel", z której pochodzi ta kompozycja, za sprawą coveru jaki wrzuciły na swój krążek "Przedmieścia" z 1994 roku Wilki (przypominam, że recenzja tamtego wydawnictwa znajduje się na blogu). Wersja Gawlińskiego i spółki jakkolwiek piękna by nie była - nijak ma się do oryginału, który po prostu mnie miażdży. Spokojny krążek na letnią noc, gdy za otwartym oknem igrają ze sobą świerszcze, a my pogrążamy się w krainie snu. Jeden z najmocniejszych punktów na "Morrison Hotel". Poniżej zarzucam wykonanie studyjne, ale grupa grała go na długo zanim nagrała ten kawałek w studiu. Na Youtube znajduje się również wersja z roku 1966 - ją również polecam, jeżeli komuś utwór się spodoba.


The Unknown Soldier

The Doors to pokolenie Woodstocku '69. Nie ma więc zatem opcji, aby nie posiadali w swoim repertuarze antywojennego evergreenu. Jest to niewątpliwie evergreen, bo na świecie ciągle dzieją się wojny, a ten kawałek dalej ma w sobie cholernie dużo prawdziwości. Muzycznie jest to chyba najdziwniejsza piosenka tego zespołu jaką znam. Robi wrażenie prędkość z jaką zmienia się tempo poszczególnych momentów utworu, zaskoczenie wywołują komendy wojskowe, przerywające na moment historię o martwym, bezimiennym żołnierzu.

Mógłbym po raz trzeci wstawić okładkę "Battle for the sun", ale
gdy mam opcję zarzucić bardzo wymownym obrazkiem do piosenki, to zdecyduję się na 
drugą opcję. Obowiązkowo obejrzyjcie.

The Crystal Ship

Utwór poprzedni i ten aktualnie omawiany dzieli jedynie rok czasu w procesie twórczym grupy The Doors. Mnie zastanawia jednak, czy "Unknown Soldier" nie jest przypadkiem odrzutem z sesji nagraniowej do płyty "The Doors" z 1967 roku. Poziom nastrojowego poschizowania obu tych wykonań jest niemalże równy. Syntezatory pełnią tu znowu bardzo ważną rolę dla budowanego klimatu. Jest mrocznie i jesiennie z tą różnicą, że tu nie mamy do czynienia już z pacyfistyczną manifą, a z kolejnym gorącym romansem. Kawałek dobry na noc.




Roadhouse Blues

Bardzo chwytliwy bluesowy kawałek otwierający "Morrison Hotel". Mało pojawiło się w tej wyliczance jakichś żwawszych utworów, więc cobyście sobie nie pomyśleli, że Doorsi są jakimiś płaczącymi non stop rozanielonymi dekadentami, zarzucam ostrą jak papryczka chili piosenką, która udowadnia o pikanterii ich repertuaru. W zestawieniu znalazły się w większości spokojne ballady, bo ja jestem po prostu muzyczną depresją, o czym chyba już wielokrotnie się przekonaliście. Piękny akompaniament harmonijki tutaj dostajemy. Zawsze chciałem, aby "Roadhouse Blues" znalazł się w filmie Quentina Tarantino. Bardzo by się tam odnalazł.


Hyacinth House

Ze wszystkich ich płyt "L.A Woman" jakoś najmniej przypadło mi do gustu. Zapewne kiedyś polubimy się nieco bardziej, jednak "Hiacyntowy Dom" pełen nieokiełznanej wolności i silnej energii przypadł mi do gustu już po pierwszym przesłuchaniu. Interpretując dosłownie jest to historia o poszukiwaniu nowego przyjaciela i tego właśnie Wam życzę - aby muzyka The Doors stała się Waszym kumplem po wieki wieków. Z taką refleksją właśnie zakończę dzisiejszą Wyliczankę. Jutro pakuję się na Jarocin i wracam dopiero w sobotę. Artykuł o moich wrażeniach z festiwalu na przełomie niedzieli i poniedziałku. Postaram nie dać się sprawom codziennym i nie zaginąć w akcji. Życzcie mi powodzenia! :)


Waflekins.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz