piątek, 16 sierpnia 2013

Wakacyjny muzyczny piknik Soniamiki

Jeżeli pomyślę o muzycznym odkryciu tego lata, osobistym wakacyjnym hicie 2013 to na pewno nie będzie to Blurred Lines ani Roar (o którym ostatnio wspominałem). Ścieżką dźwiękową moich tegorocznych wakacji jest artystka znad Wisły. Z Polski. Już swoją drugą płytę nagrała w Berlinie. Znalazłem ją zupełnie przypadkiem- przez Spotify (o  nim też coś tam mówiłem sto lat temu- jak ktoś nie jest zapoznany to proszę link), ponieważ "Ostatnio słuchałeś artysty X i Z". Skuszony ładną okładką i intrygującą nazwą wykonawcy postanowiłem odsłuchać proponowanego przez serwis, najnowszego albumu SNMK. I muszę przyznać, że wybrałem bardzo dobrze. Niesamowicie wciągnąłem się w klimat krążka i dzisiaj to właśnie o nim będzie "lekcja".
Soniamiki- SNMK,, qulturap 2012
najlepsze utwory- Lemoniada, Samolot, Night is so safe, Jesień na Hawjach
Damskie granie.
Z Soniamiki- a dokładniej Zofią Mikucką, która stanowi cały skład zespołu (poza Łukaszem Lachem z grupy l.stadt, który studyjnie zagrał na perkusji)- moje drogi cały czas się mijały. A to coś znajomi wspominali, że "taka fajna płytka", a to ciągle trafiałem na jakieś wychwalające pod niebiosa artystkę recenzje, ale jakoś nigdy nie ciągnęło mnie do tego, żeby posłuchać jej dokonań. Gdy po raz pierwszy odtworzyłem album i usłyszałem otwierającą całość Lemoniadę od razu pożałowałem, że tak długo się z tym ociągałem- jest to bowiem idealna kandydatka na singiel promujący płytę. Przedstawia to co nas czeka w dalszych utworach, a jednocześnie wpada w ucho najbardziej ze wszystkich pozostałych piosenek. Co zatem można o niej powiedzieć? Jest to płyta przede wszystkim kobieca. Całość przepełniona jest opowieściami na temat miłości- nie zabrakło miejsca na sporej garści erotykę- tą delikatną jak i bardziej wyuzdaną. Już sama Lemoniada miejscami potrafi prowokować jak na przykład we wciągającym refrenie- "I znów razem na dywanie/ Prawie nie ubrani już/ On wygląda bardzo ładnie/ I bardzo ładnie pachnie". Potem Soniamiki wcale nie pokazuje cnotliwszych obrazów, udowadnia, że kobiety potrafią być sprośne, ale w uroczy i co więcej wpadający w ucho sposób sposób. W ten sposób dostajemy na przykład jednoznaczne Morze- które nie pozostawia żadnych złudzeń co do tematyki. Ksiądz Natanek nie pochwaliłby również kawałków takich jak Może jutro, czy Japamin. Kobiety to jednak nieuleczalne romantyczki- dlatego miejsce znajduje i się dla ckliwego Jesień na Hawajach, mówiącego o tęsknocie, a to radości wynikającej z dzielenia z kimś życia w Samolocie, czy po prostu urokliwej Kate. Momentami przez tą kobiecość jest jednak nie tyle ambitnie, co odmóżdżająco i słuchający płyty mężczyzna może poczuć się momentami przesycony tym lukrem (i sięga po piwo :P).

Dzikie disco pląsy.
Muzycznie płyta zahacza o elektronikę połączoną silnie z muzyką disco, a wokal Soniamiki ździebko (ale tylko ździebko) przypominający młodą Madonnę jest świetnie dopasowany do klimatu. Piosenki w większości zachęcają do tańca swoimi szalonymi liniami głośnych basów, skocznymi perkusjami i dość specyficznym tempem narzucanym przez syntezatory. Obok Lemoniady (bo to najsilniejszy punkt płyty) najlepsze muzycznie według mnie jest zawadiackie Night is so safe, które na myśl przywodzi szalone prywatki w stylu lat '80. Świetnie wchodzi w głowę refren "Nie idę spać/ Wy też/ What it's like to be when night is so safe". Ta taneczność jest utrzymana również w kolejnym kandydacie na singla- That's not my thought. Niestety utwory w niektórych miejscach są bardzo do siebie podobne i słuchając Różowego Może jutro i kilku innych kawałków ma się wrażenie, że to już gdzieś było- wszystko nadrabiają jednak genialne partie refrenów, bo każda kolejna jest zdecydowanie inna od poprzedniej. Płytę kończy mroczne All their dance, który mógłby trwać trochę dłużej niż 2 minuty, pozostawia on bowiem niedosyt- gdyby go jeszcze bardziej rozwinąć, SNMK otrzymałby porządne zakończenie okraszone dzikim pazurem. 

Nie do radia.
Niestety o SNMK praktycznie w ogóle się nie mówi, co doprowadziło do tego, że płyta w Polsce przeszła całkiem bez echa, a Soniamiki zostaje kolejną artystką z serii "znana bardziej za granicą niż w kraju"(zauważyliście, że mężczyznom się to nie przydarza?). Na pewno nie jest to płyta przeznaczona do masowych radiowych rozgłośni typu Eska, czy RMF, które- powiedzmy sobie szczerze- nie są jeszcze przygotowane na rewolucyjny pop mieszający różne gatunki. A szkoda bo czuję, że wokalistka ma na pewno głowę pełną wspaniałych pomysłów, które tylko czekają na realizację. Jest to jednak dobra płyta i SNMK oceniam na 6/10, czekając na przyszłe dokonania artystki, które- mam nadzieję- już niedługo podniosą poprzeczkę o kolejny próg.



Waflekins.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz