niedziela, 3 sierpnia 2014

Starcie gigantów

Witam z powrotem!
Woodstock skończył się tak samo szybko jak się zaczął. Te 5 dni przeminęły jak oszalałe z prędkością światła - a szkoda, bo bawiłem się naprawdę wybornie. Do domu wróciłem kiedy już powoli zaczynało świtać, kładłem się spać, gdy ludzie wychodzili już do pracy i mimo tego, że minął cały dzień, to pofestiwalowe emocje dalej we mnie nie opadły i wydaje mi się, że jeszcze długo nie opadną. Jeżeli chodzi o same koncerty - mam Wam bardzo dużo do opowiedzenia i recenzje płyt, które planowałem będą musiały trochę poczekać. Na dokładnej relacji z kostrzyńskiego festu skupię się w przyszłym poście. Dzisiaj będzie coś zupełnie innego. Skonfrontuję dwa giganty pośród polskich letnich festiwali - bardzo sporo osób ultrazakochanych w jednym z tych wydarzeń często hejtuje drugie, grono radykalnych fanów tego drugiego, wylewa cysterny jadu na to pierwsze.
Będzie moi drodzy o Openerze i Woodstocku!

Sceny główne dwóch największych kolosów na naszym polskim festiwalowym rynku. Dwie liczące się za granicą nazwy.
Widzieliście już je na żywo?

Który z tych festiwalów jest lepszy? Jak dla mnie odpowiedź brzmi - żaden. Oba pokochałem całym sercem praktycznie tak samo. Nic jednak nie jest takie piękne i kolorowe - tak to już w świecie bywa, że obok superlatyw pojawiają się i wady. Postanowiłem sobie wszystko podzielić na sześć kategorii ze względu na które będę omawiać oba festiwale. Zapraszam do lektury ;)

CENA

No tutaj ewidentnie nie ma o czym mówić - jak nic wygrywa Woodstock. Jeśli w Waszym portfelu wieje pustką jak na westernowym filmie przed finałowym starciem dwóch rywali, a chcecie posłuchać dużo dobrej muzyki, to na Opener'a już się raczej nie wybierzecie. Nie martwcie się - Kostrzyn jednak wita Was z otwartymi ramionami - impreza jest niebiletowana i każdy fan fajnego grania na żywo i pozytywnej zabawy jest tutaj mile widziany! Nic tylko pakować namiot, wsiadać w pociąg i jechać! Tylko koniecznie trochę wcześniej przed festiwalem, bo w tym roku, gdy przyjechałem 29 Lipca (de facto 2 dni przed rozpoczęciem festiwalu), miejsca na polu namiotowym było już tyle co kot napłakał, a większość przyjezdnych lokowała się już w lesie.





JEDZENIE I PICIE

I nie mówię tutaj o konserwach, które ewentualnie możecie zabrać ze sobą. Kolejny raz prym wiedzie Woodstock. W rockowym Lidlu znajdującym się na terenie festiwalu znajdziecie wszystko co będzie Wam niezbędne do przeżycia w bardzo atrakcyjnej cenie. Fenomenem była dla mnie 6 litrowa butla wody za niecałe 2 złote, pieczywo i wszystko czego dusza zapragnie w ludzkich cenach, wegetariańskie żarełko w Pokojowej Wiosce Kryszny, którym za 8 złotych możesz spokojnie napełnić brzuch na cały dzień latania między scenami. Z alkoholem jest już tutaj ździebko trudniej - o ile piwo kupisz normalnie w kostrzyńskich sklepach albo w wiosce Lecha na terenie Woodstocku, o tyle w czasie trwania festiwalu, na terenie całego miasta obowiązuje ustawowy zakaz sprzedaży mocniejszego alkoholu. Niestety wódeczki sobie przed koncertem nie żłopniesz, jeżeli sam jej nie przywieziesz. A nawet jak ją sobie do Kostrzyna przemycisz, musisz chować się przed Pokojowym Patrolem, który ze względów bezpieczeństwa konfiskuje szklane, niebezpieczne butelki.
Opene'r - no cóż... sytuacja z 2013, gdy za pajdę chleba lub rozwodnione piwo płacisz 6 złotych nie wygląda zbyt optymistycznie. Przy czym AlterKlub stosuje myk częsty wśród biletowanych festiwali - na teren koncertu nie wniesiesz swojego picia - więc płacisz za małą buteleczkę wody płacisz bardzo drogo albo nie pijesz jej wcale.

KONCERTY

Dobra - nie wyżywam się już tyle na biednym Openerze. Nie chodzi mi tutaj o same zespoły - w Kostrzynie i Gdyni gra się w większości zupełnie odmienne klimaty (w większości, bo z pozoru na metalowym feście jest miejsce dla muzyki drum'n'bass, a na kojarzonym z wychudzonymi hipsterami festiwalu może zagrać Pearl Jam), ale o sceny. Kupując bilet na Opener'a, dostajemy możliwość oglądania rozmaitych koncertów aż na 6 różnych scenach (wliczając w to tą bezpłatną pod gdyńskim dworcem) przez cztery dni. Woodstock posiada już tylko trzy sceny i trwa o jeden dzień krócej.

SPRAWY HIGIENY

W opinii publicznej krąży plotka, że większość Woodstockowiczów to satanistyczne brudasy, które najpewniej to tylko jadą do Kostrzyna kopulować w zawalonym fekaliami lesie i palić koty. Dziwna sprawa, bo niby Ci festiwalowicze tacy niedbający o higienę, a w kolejce do zwykłego zlewu, w którym można by się tylko szczątkowo przemyć, potrafiłem stać nawet półtorej godziny. Tak czy inaczej - w najbardziej ekonomicznej opcji na Woodstocku bezpłatne pole namiotowe dysponujemy jedynie zlewami i prysznicami z zimną wodą, która pierwszego dnia leci jeszcze w miarę płynnie, ale ostatniego cieknie już nieco słabiej. Toi Toie w darmowym sektorze na kostrzyńskim festiwalu są historią, której nie chcę więcej wspominać - dla zwykłego porównania z tego roku - ponad 300 tysięcy Woodstockowiczów vs. o połowę mniej Openerowiczów. Ale to tylko luźne statystki, niedokładne - chodzi mi jednak o to, że ludzi na gdyńskim Openerze jest zdecydowanie mniej, a na płatnym polu namiotowym w prysznicach bez problemu umyjemy się w ciepłej wodzie.

ATMOSFERA

Tu porównanie będzie bardzo ciężkie. Na oba festiwale przyjeżdżają różne jednostki. Zjawiają się typy całkowicie stereotypowe dla danego festiwalu, ale również wspaniałe osoby. Co do Woodstocku nawiążę jeszcze na moment do ceny - bo w tym przypadku ma to swoje plusy i minusy. Do Kostrzyna na początku sierpnia przyjeżdżają spora grupa ludzi, którzy po prostu chcą przeżyć wielką imprezę, upić się do nieprzytomności i potaplać w słynnym błocie. Nie obchodzą ich koncerty, a jedynie zimna wódka, którą dostaną na piękne oczy. Z drugiej strony ma to też wielkie plusy, jeżeli przyjedzie więcej osób, zabawa będzie zdecydowanie bardziej przednia - w końcu czym nas więcej tym weselej. Na Opener'a przyjeżdża się raczej dla koncertów - w końcu jeżeli już zapłacisz pół tysiąca za bilet to szkoda, żeby pieniądze się zmarnowały. Nie siedzisz w lesie i nie pijesz bez ustanku Amareny. Wydaje mi się jednak, że na Woodstocku ludzie mieli zdecydowanie więcej werwy do zabawy niż na Openerze.

USZANOWANKO WŚRÓD ZNAJOMYCH

Żyjemy w czasach, gdy festiwale muzyczne są bardzo modne i cieszą się ogromną popularnością. Sam wyjazd na taki Woodstock, czy na Opener'a wiąże się z tym, że gdy znajomi usłyszą, czego to nie usłyszałeś na żywo, będą skłonni zabić Cię z zazdrości. W tym punkcie nie ma więc lepszych i gorszych, oba festiwale są wspaniałe i warto na nich być, zobaczyć to wszystko, doświadczyć.
Wkrótce szykujcie się na większą relację z Woodstocku, a tymczasem trzymajcie się ciepło!
Pozdrówki!
Waflekins.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz