piątek, 7 marca 2014

Idzie Chylińska.

Dzień dobry!
Nie było mnie przez pewien czas. Zwiedzałem Berlin w gronie hiszpańsko-polsko-niemieckim.
Był to naprawdę sympatyczny wyjazd, który może całkowicie zmienić człowiekowi poglądy na świat w przeciągu niecałego tygodnia. W trakcie jego trwania przeprowadzone zostały warsztaty dziennikarskie, ale to czego się podczas pobytu za zachodnią granicą nauczyłem sprowadza się do tego jak otwierać francuskie wino bez użycia korkociągu. Nie spodziewajcie się zatem poprawy języka, czy wyszukanego słownictwa na Korkach. Wszystko będzie jak dawniej. Dziś krótki pościk z racji tego, że artystka o której już raz tutaj wspominałem wydaje nową płytę - tak przynajmniej podejrzewam, bo ostatecznie nie zostało to powiedziane. Bardzo cieszy mnie fakt wydania na świat nowego muzycznego dziecka Agnieszki Chylińskiej. Czy utwór mi się podoba? O tym za momencik. Zapraszam do lektury :)

Okładka do singla "Kiedy przyjdziesz do mnie"
Gdzieś na przełomie 2009 roku Chylińska - dotychczas często wulgarna, szokująca i zwariowana, mianowana przez wielu królową polskiej sceny rockowej - zupełnie zmieniła swoje oblicze. Na prawo i lewo trąbiono o teledysku do piosenki "Nie mogę Cię zapomnieć", gdzie zupełnie inna od tej dawnej, zagubionej w świecie dziewczyny kobieta wdzięczyła się do kamery. Potem były jeszcze inne ekscesy jak zmiana koloru włosów na blond, plotka o chęci usunięcia tatuażu, książki dla dzieci i X-Factor - jednym słowem dała wciągnąć się w konsumpcyjną machinę zwaną mediami. Jej "Modern Rokcing" (który z członem rocking miało tyle wspólnego co ja ze Słowackim) zyskał ogromną rzeszę fanów, ale został ostro skrytykowany przez dotychczasowych słuchaczy. Nie mam jej za złe ochoty do zmian - była przecież już Matką i miała trzydzieści lat. Ustatkowała się. Brakowało mi jednak w przesłodzonym "Wybaczam Ci", czy nudnym jak przysłowiowe flaki z olejem "Niebie" czegoś, co miały jej wcześniejsze projekty. Zabrakło tego wspaniałego operowania wokalem i charakteru, który "zmuszał" słuchacza do ciągłego klikania w replay. Tego, za co pokochali ją wcześniej ludzie w "Czarnej myśli", "Szkoda by było", czy w "Rozbieraj mnie".




Dziś Chylińska powraca. Wychodzi z dość dziwnej (tylko to słowo przychodzi mi na myśl) okładki wraz z teledyskiem i piosenką. "Kiedy przyjdziesz do mnie" to po części powrót do starych czasów - mamy tutaj różnorodne gitary, wydzieranie się w końcowych wersach utworu i mroczny teledysk rodem z płyty "Mrok", należącej jeszcze z do dorobku O.N.A. Początek piosenki przypomina jednak tekstowo ostatnie dokonania - lukrowany do granic możliwości tekst, w którym podmiot liryczny prosi kochanka o "zostanie tu do rana". Wszystko rozkręca się po przeuroczym pop-rockowym refrenie. O ile to jest refren, bo w sumie nie wiadomo, co tu jest refrenem a co nie bo całość napisana jest nieco chaotycznie.

Powiem Wam tak - w mojej opinii "dupy nie urywa", na kolana nie powala, aczkolwiek płyta zapowiada się ciekawie i jeżeli cała będzie utrzymana w takim jak tutaj pop-rockowym klimacie to na pewno będę ją odsłuchiwać częściej niż "Modern Rocking". Bardzo miło znowu gościć Agę w moim serduchu i co jakiś czas w ogóle chcieć odtworzyć jej nową piosenkę. Widać, że artystka jest na dobrej drodze do dobrej płyty i próbuje iść na kompromis z każdym słuchaczem - nie tylko ze stałym bywalcem dyskotek. Życzę jej samych sukcesów z nadchodzącym krążkiem! Teraz pozostaje tylko czekać na rozwój wydarzeń.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz