poniedziałek, 25 listopada 2013

Przyjrzyjmy się #4- "Muzyka Końca Lata"

Muzyka Końca Lata w pełnym składzie- piękne zdjęcie
autorstwa Kamili Szuby.
Uprawiany gatunek: Neobigbit, rock, ale tylko ten najbardziej romantyczny i balladowy, indie 

Skład zespołu: Bartosz Chmielewski (wokal główny, gitara), Marcin Biernat (gitara, wokal), Piotr Majszyk (gitara basowa), Darek Gosk (perkusja), Ola Bilińska (pojawia się często jako druga wokalistka, więc warto również o niej wspomnieć)

Dyskografia: Demo (2003), Jedno wesele dwa pogrzeby (2006), 2:1 dla dziewczyn (2007), PKP Anielina (2011), Szlagiery (2013)

Hity z radia: Dokąd, 2001-2007, Fenoloftaleina, Nie ukryjesz się przede mną, Żabi

Co ja polecam poza tymi wyżej?: Johnny, Shake banana, Wakacje w mieście, Wiosna, Zima, Zmiana czasu, 16 skończy w czerwcu i poza tym WSZYSTKO!


Cóż lato się już na pewno skończyło. Kończy się również listopad, ale halo! Zaraz! Ten post miał być jakoś w październiku! Troszkę się ociągałem na blogu- w życiu poza blogiem już trochę mniej, ale o tym zaraz. Także dzisiaj opowiem Wam o zespole, który gra muzykę bardzo przyjemną, sielankową i która na pewno spodoba się wielu, którzy kochają polską muzykę, a akurat nie mają czego słuchać. I chociaż nazwa sugeruje, że zespołu najlepiej słucha się późnym latem, tudzież (nigdy nie wiem kiedy się to stosuje, także wszelkie gafy wytykajcie w komentarzach) jesienią, to tej sympatycznej trupy muzycznej z okolic Warszawy można słuchać o każdej porze roku! Standardowo- zapraszam do lektury :)

Grupa początkowo miała być projektem dla niewielkiego składu, a wszystkie kwestie nagrywania piosenek były rozwiązywane dość innowacyjnymi sposobami. Dlaczego? Gdyż w 2002 roku, gdy spotkali się trzej przemili panowie- Bartosz Chmielewski, Bartosz Gromulski i Mateusz Banasiuk, postanowili, że swoje pierwsze demo nagrają poza wielkimi korporacjami muzycznymi i z dala od wrzawy, panującej gdzieś pośród radiowego szumu, spowodowanego pewnie złym ustawieniem anteny. Jak więc nagrywali? Otóż pierwsze demo Muzyki Końca Lata jeszcze w niepełnym składzie, powstało na strychu! Tak, tak- nie inaczej! Patrząc, iż był to 2002 rok, gdzie o tak dobry sprzęt jak dzisia i warunki studyjne było o wiele ciężej niż dzisiaj, to był to bardzo ciekawy sposób tworzenia. Dema nigdzie niestety nie dane mi było przesłuchać, chociaż obstawiam, że w ten sposób powstały zaczątki pierwszej oficjalnej płyty zespołu- "Jedno Wesele Dwa Pogrzeby", wydanej dopiero cztery lata później. 

"Jedno Wesele Dwa pogrzeby"  to swoisty muzyczny znak pierwszej połowy pierwszej dekady XXI wieku. Młodzieńcze teksty, opisujące- czasem może trochę groteskowo- doskonale polską rzeczywistość (polecam np. "Wakacje w mieście", czy też "Skąd jest ten wiatr?"), jest szaleństwo, buzująca z każdej strony młodość, przeplatająca się z pięknym romantyzmem (nie mylić z Mickiewiczem). Z resztą ciekawe teksty to jeden z najmocniejszych punktów Muzyki Końca Lata w całej ich twórczości. Ale oprócz tego, że płyta opisuje dokładnie jak wtedy wyglądała nasza ukochana Polska kraina mlekiem i miodem płynąca, to muzycznie również pokazuje, co było wtedy trendy. 2006 to rok, kiedy "trendi" w polskiej muzyce były Strachy na Lachy, a ich "Dzień dobry, kocham Cię" dalej zajmowało pierwsze miejsca na listach przebojów, oprócz tego największa świetność Happysadu (z którymi z resztą band współpracował). Wtedy debiutuje Maria Peszek, której płyta "Moje miasto"- z resztą jak i dwie pozostałe- jest na językach wszystkich (co o niej mówią, to już nie ważne). Równie popularne wtedy Hey, który śpiewa ballady o kochaniu mimo wszystko i Myslovitz, które pyta, czy lepiej jest mieć, czy być. Te wszystkie inspiracje ja na tej płycie słyszę. Mamy tutaj rytmy reggae, krótkie, urywane co chwila gitarowe akordy (czym charakteryzował się bardzo np. Happysad), romantyczne ballady (prześliczne "Żabi", które polecam z całego serca), ale również i gitarowe szaleństwo. 

Płyta przyjęła się całkiem nieźle i pewnie to zadecydowało o tym, że już wkrótce pojawiły się- wydane zaledwie rok później "2:1 dla dziewczyn" (z której pochodzą takie cuda jak "Fenoloftaleina", czy "Ekstramocne", kontynuujące to, co grupa zaczęła poprzednią płytą, stawiające przy tym jednak na zainteresowania polskim big-beatem lat '60 XX wieku i wydany w 2011 po krótkiej przerwie "PKP Anielina"- najlepiej przyjęty przez publikę krążek.







Przez "PKP Anielinę" poznałem właśnie Muzykę Końca Lata. Przy tej płycie zespół przeszedł sporą przemianę- stylistyka może i została w większej mierze taka sama, aczkolwiek piosenki wydają się zdecydowanie bardziej przebojowe- nastawione na puszczenie na dobrej imprezie, do których wszyscy będą się świetnie bawić i tańczyć. Oprócz tego pozostawienie poprzedniej wytwórni i przyłączenie się do Thin Man Records- bohatera na naszej rodzimej scenie muzycznej- grupy, która wypromowała między innymi grupy UL/KR, Maki i Chłopaki, czy Kobiety,ale także i mniej znane np. Płyny (które wydały jedną, wspaniałą płytę i grają dalej). Thin man ostatnio zaczął współpracować jeszcze z kilkoma perełkami, na które potencjał bardzo liczę. Wracając do samej Anieliny- doskonała współpraca wytwórni z TVN-em zaowocowała tym, że pierwszy singiel z płyty- "Dokąd?" dał się poznać zdecydowanie szerszemu gronu publiczności niż dotychczas, grupą zaczęło się interesować coraz więcej ludzi. Wtedy w świat poszedł kolejny świetny utwór promocyjny- "2001-2007". Oba znowu aż do wyrzygania romantyczne. Widać, że grupa się też trochę uspokaja- już samo zaczynające "Lato 2004" i tytułowe "PKP Anielina" zdecydowanie odbiegające od wcześniejszej twórczości. Są też moje największe faworyty z całej ich dyskografii- "Johnny" i "Dworcowa". Znowu przepełnione wszechobecną miłością. Wkrótce jednak grupa wraca do starego, big-beatowo rock and rollowego wcielenia w "Koguciku", "Wiośnie" i "Zimie", które również są zdecydowanie bardziej przyswajalne dla normalnego słuchacza niż wcześniej. Ogółem- wyciszenie się, przyniosło grupie zdecydowanie większy komercyjny sukces, a przy tym dalej prezentując bardzo dobry poziom! W 2013 świat ujrzała jeszcze składanka największych hitów grupy- "Szlagiery" z dwiema nowymi piosenkami- "Shake Banana" i coverem starego hitu gruby ABC "Nie ukrywaj się przede mną"- polecam każdemu jako świąteczny prezent, kto chce się zapoznać z twórczością Muzyki Końca Lata.



To będzie tyle z mojej strony! Mam nadzieję, że nie zanudziłem Was moimi wywodami!
Do następnego razu- a to niedługo, bo muszę Wam sporo opowiedzieć, co się u mnie dzieje.
A dzieje się wiele.

Waflekins.



wtorek, 5 listopada 2013

Fabryka newsów #10- "Wiedz, że coś się dzieje się"


Najpierw post na szybko- z Fabryki Newsów, bo od dawna nie było żadnego posta z tego działu . Ostatniego czasu w muzyce dzieje się tak wiele, że postanowiłem zebrać dla Was po raz n-ty wszystkie najważniejsze dla mnie wydarzenia i na szybko je przedstawić. Zapraszam!

  • Open'er Festival 2014 w Gdyni już bez Heinekena w tytule! Znana na cały świat, renomowana firma produkująca piwo rezygnuje z bycia sponsorem tytularnym imprezy. O fundusze dla festiwalu na szczęście nie ma co się martwić- mimo tego, że logo Heinekena nie będzie zdobić nazwy festiwalu, to marka dalej pozostaje sponsorem całego wydarzenia, a My w czasie czterech, pięknych lipcowych dni 2014 roku, będziemy mogli się napić ów "nektaru Bogów, tworzonego w fabrykach Heinekena!
  • Ed Sheeran wydaje nowego singla! I to nie byle jakiego singla! Jego najnowsze dzieło- pierwsze od czasu zakończenia promocji, uznanego przez słuchaczy krążka "+", zatytułowane I see fire będzie stanowić główny motyw, ścieżki dźwiękowej do drugiej części filmowych przygód o Hobbicie Bilbo Bagginsie (dla nie orientujących się- film i książka Hobbit jest wprowadzeniem do kultowej już sagi Władcy Pierścieni J.R.R Tolkiena). Utwór już jest do zakupienia w serwisie iTunes, a Wy za to możecie go przesłuchać w serwisie Youtube tutaj, bo warto jeżeli ktoś lubi ładne, akustyczne granie w najlepszym wydaniu! 
  • Amanda Palmer w Polsce. Fani często prowokującej media, zagranicznej artystki będą mieli okazję na żywo usłyszeć takie piosenki jak Killing Type, Want it Back, czy Berlin już dzisiaj w warszawskiej Proximie i jutro w krakowskim klubie Studio. Niezdecydowani, sprężajcie się- czasu jest nie dużo, a bilety dalej są. Przy okazji będziecie mieli okazję zobaczyć fenomenalną Gabę Kulkę, promującą swoją płytę "Wersje" wydaną w świat wczoraj.
  • Swoje single wydaje również Lady GaGa- po klęsce pierwszego singla- Appalause, artystka zdecydowała się co jakiś czas wypuszczać utwory promocyjne z płyty ArtPop. Mówiąc co jakiś czas, mam na myśli dokładniej mówiąc non stop. Są to mianowicie Aura, Do You Whant (duet z amerykańskim wokalistą R.Kellym), Venus i Dope. O ile Do you want prezentuje wyjątkowo słaby i niski poziom, a Venus to nieudana próba powrotu do czasów największej świetności ostatniego albumu Born this way (czyli zwykłe odgrzewanie kotletów, ale chociaż ładnie brzmiące), o tyle Dope to naprawdę porządny, nostalgiczny utwór na jesień, który miałby nawet szansę przebić się jako oficjalny singiel. Polecam przesłuchać, bo wzmacnia potężnie apetyt na przyszłoroczną jazzową płytę Cheek to Cheek, którą artystka nagra z Tonnym Bennetem- gwiazdą światowego jazzu.


Was zapraszam już jutro po 21! Wtedy zapowiadany już od dawna post o polskiej trupie muzycznej Muzyce Końca Lata
Pozdrawiam!
Waflekins.

poniedziałek, 4 listopada 2013

Sorry Boys w natarciu- wrażenia z "Vulcano"

Grupa Sorry Boys- bohaterowie dzisiejszego postu. Foto: materiały promocyjne zespołu
Słuchajcie! Witam wszystkich ciepło i serdecznie! Dzisiaj prawdopodobnie czekają Was dwa posty. Pisać kończę właśnie pierwszy- zostają tylko poprawki (chyba, że postanowię zarzucić nim jutro z czystego lenistwa), a jako iż dzisiejszy dzień jest wyjątkowy pod względem premier płytowych to posta również umieszczę o najnowszym wydawnictwie, pachnącym jeszcze tłocznią. Jest to druga - zaraz po Renovatio Edyty Bartosiewicz (moje wrażenia na temat tej płyty możecie znaleźć na korkach) - płyta, której wyczekiwałem w tym roku najbardziej. Jest to krążek grupy bardzo często tutaj goszczącej. Gdy zapowiadali swoje wydawnictwo kolejnymi singlami, nieustannie się nimi na blogu zachwycałem. Moi drodzy- właśnie ukazała się druga płyta niewątpliwie jednego z najciekawszych zespołów na naszej polskiej scenie muzycznej- Sorry Boys po trzech latach od swojego wybitnego debiutu "Hard Working Classes", postanowili podzielić się z nami całkowicie nowymi dziesięcioma utworami, które tworzą wyczekiwane od dawna "Vulcano". I to moje wrażenia na temat tego krążka będą tematem dzisiejszego posta numer jeden. Moim starodawnym blogowym zwyczajem zapraszam do lektury :)

Sorry Boys- "Vulcano", Mystic Production, 2013


Najpierw opowiem Wam bajkę...

Na tę płytę czekało od dawna wielkie grono fanów kwartetu, które zdążyło się uzbierać w przeciągu kilku ostatnich lat, od kiedy grupa istnieje. W tym czasie w karierze zespołu niczym w wielkim wulkanie cały czas zbierały się kolejne sukcesy jak support przed występem angielskiej multiinstrumentalistki I Blame Coco, czy podróże w trasy koncertowe z najbardziej uznanymi artystami w Polsce- działającą od wielu lat grupą rockową Hey i wciąż zaskakującą kolejnymi rewolucjami Brodką. Potem występy na najznakomitszych festiwalach w Polsce- między innymi Męskie Granie w 2012 roku i Open'er rok później. W końcu jednak wszystko skumulowało się w całość i doszło do erupcji ów wielkiego muzycznego wulkanu. Spokojnie- bajka ma happy end i nikt  na szczęście przy tym nie ucierpiał. Ba! Skutki tego wybuchu były wspaniałe! W Powstał przepiękny muzyczny krajobraz, obfitujący w tysiące smaczków i ogrom wspaniałych dźwięków. Otrzymaliśmy bardzo dobry pod każdym względem krążek, którego nie da się opisać w kilku słowach. W zestawieniu z "Hard Working Classes" jak dla mnie "Vulcano" zdecydowanie wygrywa. O ile poprzedniczka była bardzo zmysłowa, a o uczuciach opowiadała wyjątkowo delikatnie , o tyle Vulcano aż bucha od niesamowitej, trudnej do określenia energii - furia wymieszaną z pewnego rodzaju tęsknotą. Zdecydowanie mocniejsze pod względem brzmienia instrumentarium- nie musicie się jednak obawiać drastycznej zmiany gatunku na heavy metal (chociaż i to mogłoby w wydaniu Sorry Boys być ciekawe) - zastąpiły delikatne gitary i lekką perkusję, która teraz stała się potężna i jakby miażdżąca słuchacza swoją siłą. To jak bardzo zespół urósł w siłę, słychać już od pierwszej piosenki.

Wielki wybuch
Evolution (St. Teresa)- pokazuje nam, że faktycznie ewolucję grupy (tak parafrazując już tytuł piosenki). Głównie pod względem muzycznym, chociaż tekstowo również zachodzi ciekawa zmiana (po raz pierwszy tekst o tematyce religijnej). Głos charyzmatycznej Beli Komoszyńskiej pomieszany z innymi, "mruczącymi" gdzieś głosami buduje niesamowitą atmosferę. Trochę świąteczną jak dla mnie. W interpretacji tekstu może się przydać fakt, że podmiotem lirycznym jest sama Święta Teresa. Phoenix- drugi singiel, druga piosenka- zbudowany na powtarzającym się, urywanym wciąż motywie. Ale to tylko początek. Wkrótce nasze uszy raczy niesamowita symfonia dźwięków. Naprawdę nostalgiczne i potężne, zapierające dech w piersiach.  Leaving Warsaw, gdzie następuje personifikacja stolicy. Dostajemy w związku z tym - jak za starych, dobrych czasów Hard Working Classes opowieść miłosną. Utwór brzmi bardzo deszczowo- może za sprawą, grających w piosence "pierwsze skrzypce" syntezatorów i perkusji. Naprawdę podoba mi się natężenie elektroniki na Vulcano, gdyż świetnie się ona wpasowuje w repertuar zespołu. Następnie przychodzi pora na pierwszy singiel, który premierę miał już dawno, dawno temu- The Sun to kolejny, jeden z niewielu tak pozytywnie nastrajających utworów na płycie.



Wkrótce jednak sielankowy, wakacyjny hit przemija, a w odtwarzacz zaplątuje się jesień przekazana w nostalgicznej, przepięknej balladzie Back to piano, od której w oczach mogą pojawić się łzy (i nie zwalajcie winy na żaden wpadający paproch - utwór potrafi poruszyć serducho). Utwór opowiadany z perspektywy osoby zranionej przez miłość. Pełen pięknych wyznań, które tak przepięknie brzmią w ustach Beli. Dagny to chyba dla mnie największa zagadka tej płyty. Bardzo enigmatycznie brzmiący kawałek, zupełnie jakby wyrwany z repertuary Nicka Cave'a, nadający się do soundtracku jakiegoś porządnego, amerykańskiego serialu. Utwór na pewno przewyższa muzycznie, to co obecnie tworzy się obecnie w polskiej muzyce rozrywkowej. I jeszcze wpadający w ucho refren! Naprawdę porządne brzmienie na światowym poziomie- jak gdyby stworzone w profesjonalnym amerykańskim studiu. Szczerze mówiąc? Jeszcze nie odgadłem tajemnicy tego kawałka i prędko chyba jej jeszcze nie odkryję. Taki klimat utrzymuje również z resztą This new world, mieszając go przy okazji jednak z klimatami jakie serwuje Phoenix i Leaving Warsaw. Na początku wydawało mi się, że to This New World będzie jednym z najmocniejszych momentów płyty. Jednak gdy usłyszałem Vulcano w całości, uznałem, że piosenka nie ma co kandydować o bycie singlem. Fakt- jest to utwór dobry, ale nie tak świetny jak cała reszta. Tytułowe Vulcano  ma charakter dość onirystyczny- jest to zapis snu wokalistki i tekściarki- Beli Komoszyńskiej. Opowiada o dzikiej wyspie, na której znajduje się wulkan, a mieszkający ludzie wcale nie lękają się niebezpieczeństwa, jakie niesie życie w jego okolicy. Zaczyna się potężnym brzmieniem syntezatorów, do których dołączają majestatyczne smyczki, roztaczając dość tajemniczy, a nawet nieco groźny klimat. Dopiero po pojawieniu się niesamowitych partii basowych i perkusji cała atmosfera się zmienia- a piosenka staje się skoczna i wpadająca w ucho. Wyczuwam w nim potencjalnego kandydata na zimowy hit.

Teledysk do "Phoenix"- sztandarowego utworu
prezentującego klimat. Polecam jeżeli ktoś jeszcze nie widział!

Jeśli chodzi o Miss Homeless- mogę przysiąc, że już go kiedyś słyszałem, ale nie jestem pewien kiedy. Zapewne przy okazji Opener'a i akustycznego koncertu przed dworcem w Gdyni. Kolejny świetny twór grupy, Izabela Komoszyńska ze swoją chrypą wspaniale komponuje się z poszczególnymi partiami instrumentów. Ewidentnie mój faworyt z tego materiału. Piosenka zbudowana podobnie jak wszystkie na płycie- pomieszanie elektroniki z dawną stylistyką zespołu. Najbardziej podobają mi się w nim partie gitary elektrycznej, która kończy utwór, by jednocześnie rozpocząć Zimną Wojnę- największą tekstową rewolucję na Vulcano. Jest to bowiem pierwszy utwór z polskim tekstem, o wiele tutaj zagadnień typowo wojskowych i zarazem z typowym dla tekstów Komoszyńskiej pikantnym romantyzmem, która już od początku zachęca "Umierajmy we dwoje/ Umierajmy na ulicach/ Ja się tego nie boję". Opowiada o destrukcyjnej wojnie między dwójką ludzi- zapewne byłych kochanków. Rozpoczyna go gitara "bawiąca się" zadziornie z elektroniką. Refren przemienia klimat pasujący nawet na dyskotekę, do tego beatu chętnie tupta się nogą.  Na początku ciężko mi było się z tym utworem zaprzyjaźnić- teraz uważam go za czysty majstersztyk i duma mnie rozpiera, że mamy na swojej scenie muzycznej TAKICH artystów jak Sorry Boys. Jedyny mój zarzut do Zimnej Wojny  jest taki, że piosenka jest zdecydowanie za krótka i jakby urwana w połowie.

Ogółem
Płytę polecam wszystkim, którzy uważają, że w Polsce nie da się stworzyć dobrej muzyki oraz tych, którzy sądzą, iż dla młodych grup nie ma możliwości wybicia się w tym kraju jeżeli nie tworzą przesłodzonego do granic możliwości popu. Jest to porządne polskie granie, mieszające gatunki niczym największy krupier, tasujący karty w kasynie. Znajdziemy tutaj trochę rockowej zmysłowości, elektronicznej potęgi, a przy okazji jest i miejsce na typową, rzewną balladę. Sorry Boys po prostu pokazują, że nie spoczęli na laurach i cały czas nad sobą pracują, co ewidentnie im wychodzi! Krążek jest przy okazji idealny pod względem długości (bez skojarzeń)- nie męczy ogromem piosenek, ale nie jest też przy tym za krótki. 100/10
Cała płyta do przesłuchania tutaj:



I standardowo- zapraszam do komunikowania się w komentarzach, na maila muzycznekorki@gmail.com
Ściskam i pozdrawiam!
Waflekins