Nie było jej od 2008 roku, kiedy zamknęła swoją dyskografię albumem Safe trip home. Wówczas płyta odniosła o wiele mniejszy sukces niż dwie poprzedniczki. Może dlatego, że bardzo odbiegała od tego, co artystka zaprezentowała na poprzednich krążkach? Albo była to po prostu płyta udowadniająca, że autorka nie jest tylko kompozytorką radiowych hitów i potrafi stworzyć coś bardziej poważnego niż cieszące się sławą pop-songi?
W każdym razie od tamtej pory Dido pojawiała się w mediach tylko sporadycznie- dowiedzieliśmy się o jej ciąży, potem tworząc piosenkę do filmu 127 Hours wraz z AR Rahman'em, została nominowana do Oscara (na gali jednak nie wystąpiła), co jakiś czas pozwalała też sobie na koncertowanie, ale o artystce wciąż było cicho. Dopiero niedawno zaczęło dziać się coś poważniejszego. Dido na swoim facebooku, co jakiś czas informowała o tym, że już niedługo będzie wchodzić do studia. Potem zaczęły się sesje zdjęciowe i coraz ciekawsze newsy- największy szał wywołała lista jedenastu nowych piosenek z najnowszego albumu, który będzie nosić tytuł Girl, who got away. Polskie tłumaczenie brzmi Dziewczyna, która uciekła- stąd też nazwa całego artykułu. Osobiście byłem bardzo uradowany faktem, że jedna z bardziej lubianych przez mnie artystek brytyjskiej sceny muzycznej powraca po tak długiej przerwie.
Jaka będzie na Girl who got away? Podąży spokojną, nieradiową ścieżką jaką utworzyła sobie na poprzedniej płycie, czy powróci do starych klimatów z Life for rent oraz No Angel- gatunkowo z pogranicza popu, soulu i trip-hopu- pełnych bomb takich jak Take my hand, See when you're 40 albo Don't leave home. Cóż, namiastkę tego dostaliśmy w postaci przedpremierowo ujawnionej piosenki- duetu trzeciej ścieżki z albumu zatytułowanej Let us move on, duetu z raperem Kendrickiem Lamarem. Szczerze mówiąc, mnie uwiodła nowa produkcja artystki. Brzmi to świeżo. Zdecydowanie lepiej od kompozycji z poprzedniego krążka z 2008 roku. Trochę przypomina mi to słynny Stan wykonany wraz z Eminemem. Nowy singiel jest jednakże o wiele dojrzalszy. Jest spokojny- deszczowy wręcz- a tym samym bardzo emocjonalny, jak wiele piosenek artystki z poprzednich płyt. Od razu można zauważyć, że Dido rozwinęła swój warsztat i doszła do poziomu wręcz doskonałego- wszystkie instrumenty zgrywają się wraz z głosem artystki i łączą się w idealną symbiozę. Trochę brakuje mi gitar, które znajdowały się w jej repertuarze od zawsze. Mimo to mam nadzieję, że na najnowszym albumie znajdzie się chociaż jedna akustyczna ballada- bo czym bez tego byłaby płyta Dido?
Jaka będzie na Girl who got away? Podąży spokojną, nieradiową ścieżką jaką utworzyła sobie na poprzedniej płycie, czy powróci do starych klimatów z Life for rent oraz No Angel- gatunkowo z pogranicza popu, soulu i trip-hopu- pełnych bomb takich jak Take my hand, See when you're 40 albo Don't leave home. Cóż, namiastkę tego dostaliśmy w postaci przedpremierowo ujawnionej piosenki- duetu trzeciej ścieżki z albumu zatytułowanej Let us move on, duetu z raperem Kendrickiem Lamarem. Szczerze mówiąc, mnie uwiodła nowa produkcja artystki. Brzmi to świeżo. Zdecydowanie lepiej od kompozycji z poprzedniego krążka z 2008 roku. Trochę przypomina mi to słynny Stan wykonany wraz z Eminemem. Nowy singiel jest jednakże o wiele dojrzalszy. Jest spokojny- deszczowy wręcz- a tym samym bardzo emocjonalny, jak wiele piosenek artystki z poprzednich płyt. Od razu można zauważyć, że Dido rozwinęła swój warsztat i doszła do poziomu wręcz doskonałego- wszystkie instrumenty zgrywają się wraz z głosem artystki i łączą się w idealną symbiozę. Trochę brakuje mi gitar, które znajdowały się w jej repertuarze od zawsze. Mimo to mam nadzieję, że na najnowszym albumie znajdzie się chociaż jedna akustyczna ballada- bo czym bez tego byłaby płyta Dido?
Z pozdrowieniami.
Waflekins.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz