niedziela, 21 lipca 2013

Wilcze wycie indiańskiego lata.

Już po odpoczynku. Pełen nowych sił witalnych i pomysłów mogę wrócić spokojnie do bloga. Dzisiaj dokończę napoczęty dawno temu przeze mnie post (wiele osób na mnie krzyczało w mailach, że zapowiedziałem i nie dodałem już nic nowego). Zatem rozwiążę zagadkę z bestiami, które mają kły i potrafią pokazać pazur. Mowa oczywiście o bestyjkach jak najbardziej pozytywnych i jak najbardziej muzycznych. Co więcej! Występują one na terenie naszego kraju i prężnie działają, tworząc kolejne rozrywające wręcz melodie (o czym świadczy bardzo dobra, nowa i wydana ostatnio płyta). Mowa będzie oczywiście o Wilkach- bo to oni stanowią kolejny punkt mojego wakacyjnego topu, a dokładniej o ich mojej ulubionej płycie- Przedmieścia z roku 1993- kiedy to moda na Gawlińskiego i spółkę była największa, a ich płyty przygarniała do domu cała rzesza zadowolonych właścicieli.

Wilki- Przedmieścia, 1993, MJM Music
Hejterzy ociekający jadem mogą sobie mówić, że to komercha i w ogóle płyta jest ble. Nie widzę w tym nic złego, że fajne piosenki dobrze się sprzedały. Grupa potrafi pokazać, że nie trzeba tworzyć wcale kawałków  do kotleta z tekstem typu "Kocham Ciebie/Kochasz mnie/Na polanie całujmy się!", żeby wpadało to w ucho na przykład w czasie jazdy autem. Na dodatek tłumaczą to wykorzystując rockowe instrumentarium, co tym bardziej się chwali. Znajdują się tu zatem kawałki już kultowe- Nie zabiję nocy, które otwiera płytę, Moja Baby- romantyczny utwór, którego słuchając widzi się oczami letnie ulewy i całujących się zakochanych, czy bardziej mroczny i jesienny już Cień w dolinie mgieł. 
To jednak tylko singlowa część tej płyty. 

Chyba najbardziej lubię właśnie te kawałki, które mało kto zna- bo to te mają właśnie najwięcej do przekazania. Lubię sobie posłuchać Słońce moja wiara- z prześlicznymi gitarami akustycznymi, zadziornym basem, (które pojawia się też w Letniej piosence dla Ciebie- i naprawdę wielkie brawa dla Marka Chrzanowskiego za to co tam wyczynia) oraz tekstem o tym jak to zło wkrada się w nasze życie. Jestem ateistą, ale kawałek o Bogu w wykonaniu Wilków mnie ujmuje. Jest bardzo orkiestrowe N'avoie dające nadzieję i niesamowity pokład energii no i nostalgiczna (bo nie byłbym sobą, gdyby najsmutniejszy uwtór nie byłby moim ulubionym) Ballada Emanuel- przepiękny wykon akustyczny poprzedzony szalonymi wywijasami na elektryku- uwielbiam włóczyć się w rytm tej piosenki plażą. Za to tekst Crazy Summer śpiewa się już po pierwszym przesłuchaniu. Przedmieścia to po prostu istna magia. Irytuje mnie jedynie Hiszpan- piąty kawałek, który zawsze pomijam. Sam nie wiem dlaczego- nie polubiliśmy się i tyle.
Wilki to na tej płycie wciąż hipisi. Oddają więc hołd innym gwiazdom sceny psychodelicznego rocka- grupie The Doors, coverując ich piosenkę Indian Summer. Jest to jeden z niewielu przypadków, gdzie cover jest lepszy od oryginału (i pewnie wiele osób mnie za to zbeszta)- o wiele bardziej lubię Indian Summer w wykonaniu naszych polskich pacyfistów. Niesamowite jak grupa buduje w piosence klimat powoli wkradającym się pianinem, przeszkadzajkami, które w refrenie tworzą z grającą cały czas gitarą przepiękną symfonię. Zatem gorąco polecam Wam wszystkim- kupujcie, pakujcie do radia w aucie i ruszajcie nad Bałtyk wraz z indiańską magią jaką niesie krążek. Na pewno po chwili wszyscy będziecie śpiewać i płytę będziecie odtwarzać częściej, niż się Wam wydaje. Pod spodem możecie przesłuchać na Spotify i sami się przekonać :)
Krążek oceniam 8/10.



A już jutro możecie czekać na pierwszą część relacji z tego, co spotkało mnie na Openerze zatem zapraszam, a tymczasem czołem! ;)
Waflekins.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz