Zapraszam do lektury!
Hey - "music.music", Warner Music Poland, 2003 |
Po dość burzliwym okresie w życiu muzycznym grupy powoli wszystko zaczęło się stabilizować i wracać do normy. Gdy w 1999 roku Hey musiał w ramach spłacenia długów z wytwórnią Izabelinu nagrać i wydać płytę kompletnie za darmo, stanął przed kryzysem spowodowanym odejściem Piotra Banacha - dotychczasowego lidera i kompozytora wielu ważnych dla zespołu kompozycji (baj de łej on sam też nie zniknął permanentnie i wciąż prężnie działa między innymi w Indios Bravos). Kasia Nosowska pytała wtedy w nagłówkach swoich felietonów - "Hey is dead?". Na odpowiedź trzeba było chwilę poczekać, ale jak ostatecznie wiadomo zespół żyje pełnią życia i ma się dobrze. Po rewelacyjnie przyjętej nagranej już z Pawłem Krawczykiem płycie "[sic!]" - dzisiaj będącej obok debiutanckiego "Fire" w kanonie kultowych dokonań naszego rocka pojawiła się nadzieja na odbicie się od dna. Jubileuszowa trasa z okazji 10-lecia twórczości grupy, na którą fani wybierali piosenki poprzez specjalną stronę internetową (tak, tak moi drodzy - to nie Metallica pierwsza wpadła na taki innowacyjny pomysł) i wydanie zapisu z poszczególnych koncertów przyniosło równie pozytywny odzew co sam "[sic!]". Podczas gdy materiał zatytułowany
"[Koncertowy]" zyskiwał kolejne dobrze rotujące recenzje Kasia Nosowska i Paweł Krawczyk ogłosili oficjalnie, że są parą (na rany Chrystusa jak to tabloidowo brzmi - jakbym był pisemkiem dla gospodyń domowych). Wszyscy fani zespołu oczekiwali na kolejny studyjny krążek, a sami muzycy porównywani byli pod niebiosa z Johnem Lennonem i Yoko Ono. Rzeczywistość jest jednak inna i po wzlotach zwykle znowu następują upadki - tak to już jest, że życie to ciągła huśtawka i równie szybko jak krytyczne głosy zaczęły zachwalać "nowego" Hey'a, tak równie szybko się od zespołu odwróciły. Pofilozfowałem to mogę się skupić na samym "music.music".
Między innymi z takimi kawałkami jak "Miss Ouri" mamy do czynienia na
"music.music"