Dzisiejszy dzień z pewnością przejdzie do historii polskiej muzyki rozrywkowej. Otóż światło dzienne po wielu wielu latach ujrzała wreszcie długo wyczekiwana płyta
Edyty Bartosiewicz (dzisiaj wyliczyłem, że ci najwierniejsi musieli czekać na tą płytę 15 długich lat)! 13 premierowych kawałków okraszonych iście zimową okładką dzisiaj trafiło do mnóstwa fanów- tych młodszych, którzy- jak ja- nie pamiętają czasów sukcesów
Snu, a gdy Edyta odchodziła uczyli się dopiero raczkować jak i tych starszych pokoleń- dzisiaj już w większości rodziców dorosłych ludzi, w głębi duszy "ryczących czterdziestek". Pomijając jednak dywagacje na temat wieku słuchaczy i skupiając się na okładce. Sama płyta była trochę jak ów pierwszy dzień października, wyznaczony na oficjalną premierę płyty. Trochę ciepło, ale już czuć w powietrzu, że letnie dni już się kończą. Skupię się dzisiaj na tym, żeby przedstawić Wam moje- absolutnie mało obiektywne zdanie (przyznaję się :P) i opisać moje doznania związane z
Renovatio Edyty Bartosiewicz, które katuję od popołudnia. Od razu ostrzegam, że osoby nie lubujące się w długich, tasiemcowatych opisach ciągnących się jak wenezuelska opera mydlana, nie mają tu czego szukać. Będzie pełno odniesień, odskoczni od głównego tematu i wspomnień. Bo tym przede wszystkim jest ta płyta.
|
Edyta Bartosiewicz, Renovatio, EBA Records 2013 |
Orkiestra tamtych dni.
Ta płyta to istny zapis tego, co przechodziła Edyta przez ostatnią dekadę, kiedy niemożność śpiewania i inne problemy blokowały jej drogę do wydania płyty. Wielu plotkowało. Wśród fanów wrzało- jedni sprzeczali się z drugimi co do tego, czy ta płyta w ogóle kiedyś wyjdzie. Potem cała machina ucichła, aby gdzieś w 2010 roku (również rok, gdy zaczynałem słuchać Bartosiewicz ^^) dać znak
"Słuchajcie kochani, wracamy!" koncertem na Orange Warsaw Festival. Od tamtej pory powolnymi kroczkami Edyta- jakby ze śpiączki- wracała do świata polskiej muzyki, witając stęsknionych uradowanych fanów. Dla niej jest to nowy początek i nikt- na pewno nawet sama artystka- nie miał pojęcia, czy uda się jej znowu wpasować w ten świat szalonego szołbizu.
Pętla otwierająca płytę jest według mnie właśnie tym- swoistym powitaniem z fanami i rozmyślaniem na temat tego, czy ona znowu się tu przyjmie
"Wiem, że byłam tu nie raz/Rozpoznaję rzeczy kształt" przyznaje w refrenie. Refleksyjny utwór daje naprawdę potężny początek dla tej tak długo wyczekiwanej płycie, wokół której narosło tyle oczekiwań- Edyta wszystkiemu podołała. Muzycznie trochę przypomina
Sen- zwłaszcza potężne gitary elektryczne zdobiące refren. Następne jest tytułowe
Renovatio, które zagorzalsi fani zdołali już usłyszeć na koncertach Bartosiewicz. Pamiętam, że wtedy podszedłem do niego bardzo sceptycznie i nie spodobał mi się. Na płycie jest jednak doskonale dopracowany i naprawia to, co pozostawiła po sobie pierwsza wersja. Szybki, żwawy i taneczny- trochę jak odrzut spomiędzy płyt
Szok'n'Szoł i
Dziecko. Edyta i spółka udowadniają, że wciąż potrafią tworzyć wpadające w ucho gitarowe riffy, które zostają w głowie na długie chwile. "Salwy na Waszą cześć"! Swoją drogą tu przydaje się łacina, by zrozumieć grę słów w utworze-
Salve! to z łaciny
"Witaj!", a to przedziwne zapożyczenie? Czy ma ono jakieś znaczenie w tekście? Przychodzą singlowi
Rozbitkowie- tym razem brzmi jak piosenki z
Wodospadów- trochę nostalgiczny utwór (jak większość z
Wodospadów), w którym- tak mi się zdaje- Edyta opowiada o swoim zniknięciu
"Nikt z nas jak dotąd/Nie spostrzegł że/Ta łódź od dawna już tonie/Do góry dnem"- ubolewa w refrenie artystka. Utwór z bardzo ładną gitarą akustyczną, pasuje na spokojną letnią piosenkę, ale czy singiel promujący długo oczekiwany krążek? Nie wiem.
Nowy dzień.
Następnie Edyta pokazuje swoją zupełnie nową stronę we wzbogaconym o dyskotekowy rytm
Italiano- i ten nietypowy aranż znowu ma swoje odzwierciedlenie w tekście. Edyta opowiada tutaj o nowym, wstającym poranku. Każda zwrotka kończy się wersem
"Czy wciąż jeszcze pamiętasz mnie?"- może być to skierowane ku dawnym inspiracjom, z którymi kończy. To tutaj Bartosiewicz pokazuje swoje nowe oblicze. Rytmiczny utwór wywołuje ochotę na spontaniczny taniec, a gdy do tego wszystkiego dochodzi sekcja dęta? Wulkan energii z ambitnym tekstem, bardzo pozytywnie nastrajający kawałek. Następnie dochodzi
Zbłąkany Anioł- akustyczna pop-rockowa kołysanka- jak na razie przeminęła dwa razy przez odtwarzacz i to tyle, ale może kiedyś do niej wrócę.
Niewinność 2013 to po prostu remaster wersji z roku 2002 z na nowo dogranymi wokalami (chociaż wydaje mi się, że chórki w refrenie zostały niezmienione). Utwór napisała niewątpliwie ta młoda jeszcze dziewczyna, która ma przed sobą naprawdę ciężką dekadę. Dzisiaj śpiewa go dojrzała kobieta po przejściach. I muszę przyznać, że wokale w obecnej wersji są o wiele ładniejsze. Co więcej jakość nagrania została bardziej "oczyszczona"- przez co słychać niektóre wstawki instrumentalne, których nie słychać było wcześniej. Dodatkowo wszystko jest o wiele głośniejsze.
Cień- trochę kojarzy mi się z karierą jeszcze w Holloee Poloy. Dostajemy tutaj bardzo mroczny utwór z potężnym basem, budującym napięcie. Edyta melorecytuje większość tekstu co z jednej strony jest bardzo zmysłowe, a z drugiej powoduje jeszcze większe ciary. Tekst? Jest za to bardzo nosowski- ale tej Nosowskiej z czasów
Zazdrości. Jeden z najmocniejszych punktów na płycie- jakich tutaj wiele, aż ciężko się zdecydować. To na pewno jest nowa Edyta.
Magia opowieści
Dostajemy utwór numer 8- graną już na Orange Warsaw Festival
Madame Bijou- tekst inspirowany ponoć historią Titanica. Historia opowiada o starszej już nieco kobiecie, siedzącej w barze, prowadzącej refleksje nad swoim życiem. Nadzieję daje jednak piękny refren
"lecz jest jeszcze coś/co się we mnie tli/co sprawia, że wciąż/tę wiarę mam". Stary, typowy dla Bartosiewicz utwór- gitara i jej przepiękne opowiadanie historii, które tak się zawsze pięknie splatały i zazębiały w całość. Tu jest nie inaczej- artystka pokazuje jak wielką tekściarką wciąż pozostała. Zaraz potem jest bardzo żywa kompozycja, symfonia wielu dźwięków-
Ryszard- być może i kochanek Bijou z dawnych lat? Opowieść o mężczyźnie, który ucieka ze swojego domu i... no właśnie, to jest kwestia interpretacji co się z nim potem dzieje (chętnie posłucham waszych opinii na
muzycznekorki@gmail.com- piszcie jeżeli już słuchaliście, jeśli nie to też ;)). Jak ktoś chce wiedzieć, co ja o tym utworze uważam, niech spyta mnie osobiście pod mailem albo zapyta inną drogą- nie będę spoilerować (nie wiedziałem, że piosenkę da się zaspoilerować XD).
Żołnierzyk- utwór bardzo pozytywny- o żołnierzu wracającym do domu, wciąż silnym (myślę, że trochę każdy z nas może być takim żołnierzykiem). Pełnym doświadczeń. Oczywiście znowu gitara akustyczna jest motywem przewodnim instrumentarium.
Orkiestra Tamtych Dni- wiem, że utwór miał znaleźć się na niewydanej w 2002 roku
Innej. Utwór chyba najweselszy z całej płyty- opowiadający o dawnym domu Edyty, bardzo wesoło i dowcipnie z sekcją dętą przypominającą trochę reagee unplugged. Aż chce się tańczyć i skakać :)
Upaść, by wstać- ponownie piosenki bardziej orkiestrowe zamieniają się z tymi akustycznymi. Tym razem o tym, że czasem trzeba się ogarnąć po największej klęsce i próbować działać. Edyta po kolei przekazuje historie, w które musimy się wsłuchiwać i poczuć jak nas samych dotykają.
Gdzie tak naprawdę idziesz?
Tam, dokąd zmierzasz (chwila) to najdłuższa kompozycja ze wszystkich- bardzo spokojna i jeszcze bardziej smutna. Opowiada o miejscu, gdzie wszyscy idziemy całe nasze życie- o raju. Gdzieś daleko stąd, Edyta porzuca zgiełk miast, neony, codzienne gonitwy i wszystko co związane z wielkimi cywilizacjami. Jest tu trochę hipisowskiego przesłania, niewątpliwie cisną się do oczu łzy, że to już koniec i dotarliśmy właśnie na koniec, dalej nie ma już nic. Tylko cisza. To gdzie Ty dotrzesz, czytelnikosłuchaczu jest jednak tylko twoją sprawą i tylko od tego zależy jak będzie wyglądać raj. Możesz iść z Edytą albo działać na własną rękę- wybór należy jest Twój. I tylko Twój. Wspaniały koniec płyty.
Myślę, że ta synteza dwóch Edyt- starej i nowej na jednej płycie jest czymś naprawdę pięknym. Nikogo, kto na
Renovatio czekał- na pewno go
nie zawiodło. Z jednej strony płyta idealnie pasuje do naszych czasów, z drugiej jest w niej coś takiego ulotnego, czego już nigdy nie damy rady doświadczyć. Możemy tylko słuchać tej pięknej muzyki. Orkiestry tamtych lat.