Weekend zacząłem naprawdę świetnie! Wczoraj wybrałem się na koncert Sorry Boys. Druga część trasy promującej album "Vulcano" (o którym zresztą napisałem na blogu świeżo po jego premierze). Była energia - wszyscy tańczyli, radowali się, napawali tymi wspaniałymi dźwiękami. Zespół urozmaicił swoje nowe utwory od ostatniego razu, kiedy grali w Szczecinie. Niesamowite wydarzenie. Wczoraj jednak oprócz nowej trasy Hey'a, koncertu Sorry Boys w Szczecinie, pierwszego dnia wiosny i wielu innych ciekawych zdarzeń, pewien artysta na świat wypuścił swoje kolejne dzieło. Nie można mówić o debiucie, gdyż ten Pan ma już bogatą historię jeżeli chodzi o działalność muzyczną - od 2001 roku współtworzy grupę Kawałek Kulki, wraz z Maurycym Kiebzakiem-Górskim tworzył grupę UL/KR, która tuż po swoim pojawieniu się zawładnęła polską sceną alternatywną za sprawą swojej pierwszej EP-ki. Druga przeszła już bez takiego echa i nie pozostała w pamięci słuchaczy. Wiele osób podejrzewa, że krytyka "Amentu" mogła być przyczyną zawieszenia działalności zespołu - tego oficjalnie jednak nie wiadomo i ta teoria pozostaje jedynie spiskową.
Mimo zakończenia współpracy duetu, Błażej Król (wokalista i tekściarz w UL/KR) nie ociąga się. Nie w głowie mu urlopy, obrażanie się na fanów i znikanie ze sceny. Właśnie wczoraj wraz z wiosną pojawił się jego solowy projekt, sygnowany nazwiskiem i zatytułowany "Nielot".
Przesłuchawszy drugiego singla z płyty - flegmatycznego, narkotycznego, aczkolwiek wybitnego "Powoli" byłem bardzo ciekawy co też może szykować ów artysta. Na płytę rzuciłem się z miejsca jak tylko się pojawiła i naszło mnie coś, żeby napisać Wam o moich odczuciach.
Zapraszam do recenzji!
Umarł Król, niech żyje KRÓL.
"Nielot" jest po części powrotem do odrealnionego świata z debiutanckiej płyty UL/KR. Muzyka w wielu miejscach zahacza o ten sam, przykuwający uwagę ambient, znowu jest bardzo leniwie i sennie. Jak jednak zaznaczyłem dzieje się to tylko w wielu miejscach. Dzięki "Nielotowi" można dokładnie zauważyć, co do grupy wnosił Maurycy Kiebzak-Górki a co Błażej Król. Płyta mimo podobieństwa do poprzedniego projektu Króla, jest czymś zupełnie odmiennym. Nie jest na niej tak duszno i parno - wszystkie dźwięki wydają się bardziej lekkie.
Przyznałem, że jest sennie. UL/KR również tworzył takie utwory. Różnica jest jednak taka, iż tam było to zmieszane z nieopisanym mrokiem - jak w najdziwniejszym koszmarze (którego się przy okazji przyjemnie słuchało). "Nielota" można opisać jako przebudzenie się z snu, gdy za oknem świta. Jest to zarazem podobne do poprzedniego projektu, pozostając czymś zupełnie innym.
Całość rozpoczyna się nietypowo jak na twórcę znanego nam z "Ruin", "Tuż nad głowami", czy "Magii".
Król znów zaprasza Nas do świata sennych jaw i czarów/ materiały prasowe |
Rozdwojenie jaźni
Po "Cieple", który leży idealnie pośrodku płyty, charakter "Nielota" diametralnie się zmienia. Cechują go skoczniejsze rytmy, nocny klimat i jedynie teksty pozostają nostalgiczne. "Żar" to kolejny kawałek rewolucyjny - skoczny podkład zdecydowanie nie pasujący do tej płyty, nadaje tempa powolnym, rozleniwionym syntezatorom. Jest to jedyny mroczny kawałek na płycie.
"Ćmy" znowu przepełnione są nostalgią. Król zaprasza nas do świata, w którym dominuje "Noc ognia i popiołu". Kawałek ten eksperymentuje z instrumentarium dętym - pobrzmiewają tu trąbki i saksofony, kojarzące się ze zmysłowym jazzem wysublimowanych salonowych imprez. "Godzina" jest momentem refleksji, która przynosi słuchaczowi nadzieję - pozytywny kawałek umieszczony pod koniec płyty jest bardzo dobrym posunięciem, gwarantującym, że słuchacz nie wpadnie w depresję po przesłuchaniu krążka. Muszę przyznać, że przy pierwszym przesłuchaniu w pewnej chwili zacząłem się gubić. Jest to płyta bardzo pogodna w swojej stonowanej nostalgii. Istne rozdwojenie jaźni! Gdzieś w tle przebija się gitara, która zamyka utwór.
Całość zamyka pierwszy singiel - "Szczenię" - pobrzmiewające trip-hopem z Bristolu a'la Portishead. Pomimo tego, że piosenka przyjęła się doskonale pośród fanów, Ja za pierwszym razem miałem problemy z przetrawieniem jej. Dopiero po kilku kolejnych przesłuchaniach już po premierze całego "debiutu" myślę, że dołączy do listy moich ulubieńców. W sumie wszystkie muzyczne miłości na początku rodzą się z nienawiści. Wracając do samej konstrukcji - gitary i pianino rozpoczynające utwór, sprytnie przeplatają się między sobą na tle elektronicznych wstawek. Te KRÓL ma opanowane już do perfekcji.
Epilog.
W żadnym kawałku nie znalazłem momentu, który by mi się nie spodobał w przeciwieństwie do "Amentu". Całość to majstersztyk. Można przyznać, że Król najlepiej sprawdza się w krótkiej formie EP-ek. Jest to płyta piękna, poruszająca, dobitna i zaskakująca różnymi innowacjami (gitary, szybkie podkłady, dęciaki) jeżeli chodzi o muzykę Pana Błażeja Króla. Niczego nie ma za dużo, niczego nie jest za mało. Wszystko wyważone w idealnych, czarodziejskich proporcjach. Po tak wspaniałym początku swojego panowania, życzę mu jak najdłuższej dynastii! Genialna na wiosenne wieczory i poranki. Wy jednak możecie ją przesłuchać o każdej porze dnia (łącza do Deezera i Spotify poniżej), ocenić sami i napisać w komentarzu o swoich odczuciach!
Parafrazując Króla na kawałku "Ciepło":
Trzymajcie się ciepło!
Do zobaczenia wkrótce.
Waflekins.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz